„Mam na imię Ellie. Kilka dni temu wybraliśmy się w siedem osób na wyprawę do samego Piekła. Tak nazywa się niedostępne miejsce w górach. Wycieczka była próbą naszej przyjaźni. Niektórych z nas połączyło nawet coś więcej.
Szczęśliwi wróciliśmy do domu. Ale to był powrót do piekła. Znaleźliśmy martwe zwierzęta, a nasi rodzice i wszyscy mieszkańcy miasta zniknęli.
Okazało się, że naszego świata już nie ma.
Że nie ma już żadnych zasad.
A jutro musimy stworzyć własne.”
Myślałam, że nigdy nie wezmę się za tę książkę… Po pierwsze dlatego, że oczekiwałam jej od bardzo, bardzo dawna, a po drugie dlatego, że miałam potwornego kaca. Oczywiście książkowego. Jeśli ktoś z Was jeszcze nie miał styczności z tym hasłem, to poniższy obrazek wyjęty żywcem z internetu natychmiast wszystko Wam wyjaśni.
Przez cały tydzień, zanim w końcu zmusiłam się do czytania kolejnej książki, miałam ochotę czytać po raz kolejny „Miasto kości”, drugi i trzeci raz i kolejny i jeszcze jeden. Tak w kółko myśli krążyły po mojej głowie, gotowe obrabować połowę biblioteki w celu czytania kolejnych części, co nie było możliwe. Chciałam jeszcze raz wejść do tego świata i zapomnieć o wszystkim innym. Gdy kac zaczął przechodzić mogłam spokojnie podejść do kolejnego świata. Miałam nadzieję, że będzie tak samo ciekawy. Chcecie wiedzieć co z tego wyszło?
John Marsden stworzył ciekawy obrazek. Przedstawił grupkę siedmiu, później ośmiu osób, które dobrze sobie żyły w Piekle. W przenośni i dosłownie.
Kiedy zaczęłam czytać, jedna rzecz od razu przypadła mi do gustu. Realność. No bo nie było tu wielkich bohaterskich czynów, ani pomysłów na miarę dobrego kina akcji. Macie pojęcie, jak szybko to się zmieniło?
Ellie, Robyn, Fiona (Fi), Corrie, Kevin, Homer i Lee pewnego dnia, pod koniec wakacji, wybrali się do Piekła. Malowniczej okolicy położonej z dala od miasta, domów, żywych dusz, zamieszkanej niegdyś przez bezwzględnego mordercę - Pustelnika. Przyjaciele ulokowali się na pięknej polanie, gdzie zamierzali przeczekać zmęczenie, by zaraz potem ruszyć w dalszą drogę. Ich plany uległy zmianie, bo dopadła ich potworna prokrastynacja.
Autor nie szczędził opisów, więc z łatwością można było odtworzyć w wyobraźni miejsce pobytu nastolatków. Wbrew pozorom te początkowe opisy wcale nie były nudne, a wręcz sprawiały, że miałam ochotę też się tam znaleźć, przechodzić przez szczeliny, wspinać się przy pomocy ramion pozostałych, szukać drogi i czołgać wśród podmokłych traw. Ta sielanka nie mogła trwać długo.
Więc wyobraźcie sobie taką sytuację – siedzicie sobie na pięknej polance, prawie nic nie zakłóca Wam spokoju, ale zaczynacie mieć złe przeczucia i sami nie wiecie dlaczego. Do tego wszystkiego dochodzą dziwne samoloty, które poruszają się bez świateł i zaczynacie mieć dziwne wrażenie, że na pewno coś się stało. Tylko z drugiej strony jesteście zmęczeni, jest środek nocy i Wasz mózg świruje, bo nie możecie spać. Rano ktoś z Waszych przyjaciół zaczyna żartować, że może ktoś upuścił bombę, albo rozpoczęła się wojna. Pomyślcie sobie, że gdy wracacie z wakacji i wchodzicie do miasta okazuje się, że naprawdę coś się stało. W Waszych domach nie ma nikogo bliskiego, miasto jest opustoszałe, a zwierzęta w większości leżą martwe, bez jedzenia, wody, z muchami dookoła cielsk. Jaka byłaby Wasza reakcja?
No właśnie o to mi chodziło, gdy pisałam o realności. Bo to ona właśnie pojawia się w momencie wstąpienia do dosłownego Piekła. Bohaterowie książki wpadają w panikę, doznają szoku, płaczą i rozpaczliwie próbują znaleźć jakikolwiek ślad, wiadomość, coś, co zostawiliby rodzice, gdyby musieli pilnie wyjechać.
Nie znajdują kompletnie nic. (No, może prawie).
A jednak wykrakałam najgorsze. Czar realności szybko mija, przyjaciele ustalają plan dalszego postępowania i wracają na polanę. Tam zastanawiają się nad potencjalnym pożywieniem. Wybierają powrót i zabranie najpotrzebniejszych rzeczy. Czasami książka jest zabawna, na przykład gdy wśród takich rzeczy prawie dorosła kobieta wymienia pluszowego misia. Przestaje być zabawnie, gdy do Piekła przyjaciele postanawiają zabrać… kury. Czy to jest logiczne i tylko ja czegoś nie rozumiem, czy to naprawdę komedia?
Na początku pisałam o pięknym, miłym życiu w obu miejscach. Sytuacja z polany nie potrzebuje wyjaśnienia. Natomiast w tym realnym Piekle przyjaciele mają zdecydowanie za łatwo. No dobrze, może i mają problemy, narażają swoje życie i niektórym nie udaje się cało wyjść z opresji, ale ostatecznie całość planów wychodzi na prostą drogę i najważniejszy pomysł (dosłownie pod koniec książki) całkowicie się udaje!
Przepraszam, ale dla mnie to przereklamowane.
Z drugiej jednak strony wydaje mi się, że John Marsden nie pominął żadnych ważnych aspektów życia w niebezpieczeństwie. Nie wszystkie plany idą tak gładko i często trzeba zmieniać decyzje na szybko. Co więcej, autor pokazał, że każdy przeżywa szok na swój własny sposób. Doznania są tak intensywne, że czasem dochodzi do wstrząsu dużo później niż można się spodziewać. W takich momentach pojawia się coś, co ludzie nazywają wiarą. Biblia łagodzi niespokojne myśli bohaterów. I aż dziw bierze, że któryś nastolatek, pewnie pierwszej klasy uciekinier z kościoła, wpadł na pomysł (w obliczu zagrożenia), żeby zabrać Pismo Święte i nazwać je „tą potrzebną rzeczą”. Pojawiło się także rozpaczliwe poszukiwanie tematów na zablokowanie myśli, oraz prawdziwy strach o rodzinę. Bo trzeba przyznać, że faktycznie każdy myślał o rodzicach, nawet gdy wydawało się, że jest inaczej.
W dziczy, zdani tylko na siebie, postanawiają się rozdzielić. A więc dzielą się na dwie grupy. Każda z nich ma przydzielone zadanie specjalne. W tym momencie cała akcja zaczyna toczyć się wokół czwórki bohaterów, bo czytelnik wie jedynie o tym, co widzi Ellie. Brakowało mi wiedzy o pozostałych osobach tej nietypowej „wycieczki”. Na całe szczęście w momencie, w którym zaczęło mnie to irytować, nagle się pojawili.
Szkoda tylko, że potem akcja leciała na łeb, na szyję.
Co ciekawe, akurat wątki miłosne w tej książce były powalające na kolana. Czuło się ciepło, bijące serca i porozbiegane myśli tych, którzy akurat byli zakochani. W czasie wojny nie jest to tak oczywiste. Wasze rodziny są w niebezpieczeństwie, a Wy się zakochujecie i macie typowe, młodzieńcze rozterki. Kto by pomyślał.
Myślę, że najgorszą wadą był opis bohaterów. Dostałam całą gamę osobowości, charakterów, upodobań i hobby, a znikomą ilość wyglądu. Rzadko się zdarza, żeby komuś brakowało opisu zewnętrznego. Może autor pomyślał, że portret psychologiczny wystarczy? A może chciał, żeby po opisie charakteru każdy wstawił w to miejsce kogoś, kogo zna? Nie mam pojęcia.
Poza tym zdarzyła się jedna literówka. Na szczęście tylko jedna, choć drażniąca, bo zamiast „chodź” pojawiło się „choć” (str 195). Wiem, że teraz naprawdę się czepiam :)
Pod koniec zdawało mi się, że w całości jest więcej opisów niż akcji, ale jestem pewna, że tylko mi się wydawało.
Mimo kilku wad uważam, że książka jest dobrym początkiem i mam nadzieję, że kolejne części będą lepsze. Zdecydowanie można zaliczyć ten tytuł do jednego z tych, przy którym mole książkowe kłamią. – „Jeszcze jeden rozdział i idę spać…”. Mi ta książka umiliła dwa wieczory. Z czystym sumieniem mogę polecić ją tym, którzy lubią przygodę z odrobiną miłości. Jednak nie oczekujcie po tej historii zbyt wiele, bo możecie się zawieść.
P.S. Pierwszy raz zaciekawiła mnie notatka "od autora" na końcu powieści. Okazało się, że wszystkie opisane miejsca są prawdziwe.
A jeśli jeszcze nie czytaliście, piszcie opinie na temat recenzji.
Każdy głos jest mile widziany!
Hm, nie miałam okazji czytać Jutra i nie ciagnie mnie do tej serii. Różne recenzje czytałam (między innymi, że podobne do mojego ukochanego GONE) i w większości nie zostałam dostatecznie dobrze przekonana do sięgnięcia po książki Mardsena. Może kiedyś tak się złoży, że jednak Jutro wpadnie mi w ręce, to wtedy zajrzę, przeczytam, ustosunkuje się... Ale jak na razie spasuję :)
OdpowiedzUsuńNie potrafię ocenić, czy dobrze robisz, bo ze mną było tak, że "GONE" w ogóle mi się nie podobało. A "Jutro" przypadło mi do gustu. Więc może dobrze robisz :D
UsuńJa "Miasto Kości" czytałam jak na razie tylko 4 razy i mam wszystkie części także Tobie też radzę zakupić bo naprawdę warto ;) Co do "Jutro" miałam tą książkę ale nawet nie zaczynałam bo liczba tomów mnie przeraża
OdpowiedzUsuńO tak, pamiętam ile razy czytałaś "Miasto kości" :) I na 100 % kupię pozostałe części kiedy znajdę fundusze! A co do "Jutra", to posiadam wszystkie części. Ale hej! Co to za podejście mola książkowego :D One są tak krótkie, że można z nich zrobić trzy, ale dłuższe tomy. A tak to jeden czyta się góra dwa dni. Czyli po dwóch tygodniach miałabyś serię z głowy :)
UsuńTakie tajemnicze motywy apokaliptyczne, o których piszesz, zawsze mnie interesowały. Ale wygląda na to, że ta książka chyba mi się nie spodoba. Brak opisu wyglądu bohaterów, Biblia, kury, to zdecydowanie nie dla mnie. A może? Przekonam się, jak przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńNie, tutaj nie ma takich bardzo typowych motywów. Cały czas wiesz gdzie ludzie (ci, którzy zniknęli) się znajdują. Masz wszystko podane na tacy. Tule tylko, że trzeba jakoś uporać się z brakiem pomocy i przetrwać bez złapania.
UsuńKac po "Mieście kości"? Dobra, dotychczas to najbardziej to mnie zachęca do sięgnięcia po tę serię... :P
OdpowiedzUsuń"Jutro" mam ochotę przeczytać już od tak dawna, że sam nie pamiętam. Jakoś zawsze brakuje czasu i okazji, ale na pewno przeczytam.
O i to jaki kac! Nawet teraz, po przeczytaniu "Jutra" mam ochotę na "Miasto kości" :(
UsuńTa liczba tomów z lekka mnie przeraża, ale wiem, że pierwszy tom mam w bibliotece szkolnej, więc już we wtorek postaram się ją wypożyczyć. Zobaczę, czy nasze zdanie będą podobne :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
U mnie w bibliotece były wszystkie tomy :) Ale one są takie krótkie, że dwa wieczory i po książce! Całość mogłabyś przeczytać nawet w tydzień, a jak nie, to dwa tygodnie w zupełności wystarczą.
UsuńCzytałam całkiem niedawno i chociaż powieść mi się podobała, to też odczułam lekki zgrzyt kiedy bohaterowie tak szybko przyzwyczaili się do nowych, trudnych warunków. Od razu stali się wojennymi strategami, partyzantami i rolnikami. Trochę przesada, chociaż czytało się o ich wyczynach bardzo dobrze :)
OdpowiedzUsuńDokładnie takie samo mam zdanie :)
UsuńZa mną kilka pierwszych tomów tej serii i przyznaję, że polubiłam bohaterów oraz przygodowy charakter. Ogólnie mam pozytywne wrażenia po lekturze:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że moje takie pozostanie :)
UsuńJa się nieco zawiodłam na tej książce, aczkolwiek to chyba przez moje wygórowane oczekiwania co do tej książki. Jak dla mnie było tam zbyt dużo miłości, wiedziałam, że w końcu potworzą się pary, ale te uczucia zbyt się wychyliły... Mimo wszystko chętnie sięgnę po kolejny tom :)
OdpowiedzUsuńJa także miałam wygórowane oczekiwania. Wymagałam zbyt wiele, ale później odpuściłam i okazało się znośne. Całkiem przyjemna książka na jeden - dwa wieczory :)
UsuńJa przeczytałam całą serię i jestem nią oczarowana:)
OdpowiedzUsuńCieszę się! Oby mi też się podobała :)
UsuńCałą serie mam w planach. Co do kaca książkowego to miałam go dopiero dwa razy, wtedy kiedy przeczytałam serie Harrego Pottera, o wtedy był najwiękzy. I durgi po trylogi 'Igrzysk śmierci'. 'Miasto kości' mam w planach i jestem ciekawa czy równiez dopadnie mnie podobne uczucie.
OdpowiedzUsuńNie potrafię stwierdzić, bo po "Harrym Potterze" też miałam kaca, a po "Igrzyskach śmierci" nie. Albo prawie nie, bo miałam ochotę ponownie tylko na "W pierścieniu ognia". :)
UsuńNiestety nie wypowiem się na temat recenzji ponieważ mi się ona nie włącza. :( Ostatnio jakoś jeszcze działało i dawałam radę przeczytać, ale od wczoraj.... klikam w napis „RECENZJA”, wyświetla mi się ona i znika..., strona ładuje się od początku i tak oto widzę tylko okładkę „Jutra”, a tekstu nie ma! :( :( Próbowałam odtworzyć w telefonie, ale też się nie da! I mam do Ciebie ogromną prośbę, czy mogłabyś pisać recenzję, tak jak to było w przypadku ekranizacji „Miasta kości"? To oczywiście tylko sugestia, ale obawiam się, że jeśli nadal tak będzie to nie będę mogła czytać Twojego bloga... :((
OdpowiedzUsuńDzięki za informacje :) Spróbuję coś podziałać.
UsuńTwoja odpowiedź (wiesz jaka) dała mi trochę do myślenia na temat tego problemu i podziałałam trochę na komputerze w tej sprawie i już działa jak powinno. :) Wszystkiemu winna była moja wadliwa przeglądarka z którą, tak jak zresztą i z internetem miałam w ostatnim czasie masę problemów.
Usuń:)
Cieszę się! :) Gdyby jednak w przyszłości był jakiś problem, to mogę zmienić sposób dodawania recenzji :)
UsuńJa zauważyłam, że jeżeli nie aktualizuje się na bieżąco przeglądarek, to potrafią cuda wyskakiwać... Też się kiedyś przestraszyłam, że na moim blogu zdjęcia się dziwacznie wyświetlają, ale na szczęście po aktualizacji wszystko było ok.
UsuńU mnie przeglądarka się sama aktualizuje i raz się wystraszyłam jak cały stary widok i czcionka się zmieniły. Haha :)
UsuńPrzeczytałam Twoją recenzję od deski do deski:) i książka wydaje mi się świetna, chociaż z tego co napisałaś, ma również niedociągnięcia. Mimo wszystko chciałabym ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że przeczytałaś całą recenzję :) Książka może świetna nie jest, ale zła też nie. Jest po prostu dobra. Ma wady i zalety, ale dobrze służy na umilenie wieczoru :)
UsuńPodobnego kaca miałem po "Hyperionie". Potem siedziałem cichutko w kąciku i liczyłem włoski na dywaniku :D
OdpowiedzUsuńCo do recenzji to temat jest niezwykle ciekawy. Jak grupa nastolatków poradzi sobie w dziczy, zdana tylko na siebie. Co do wątków miłosnych, to może Cię trafić w najmniej odpowiednim momencie i gdy najmniej się tego spodziewasz. A i zapomniałbym, może to być każdy :P A wiesz jaka jest definicja uczucia?:D "Miłość jest wtedy, gdy ciągle myślimy o tej osobie" :)
To uczucie ma wiele definicji :)
UsuńWbrew pozorom ta grupa nastolatków w dziczy radzi sobie lepiej niż w mieście :D
To prawda, ale ta jest najbardziej trafna :P W sumie tak myślę, tego uczucia nie trzeba definiować, ono w samo w sobie jest definicją :)
UsuńFajnie, że książka Ci się podobała, ale a jakoś nie moge się przekonac do tej serii :)
OdpowiedzUsuńKwestia gustu zapewne :) Może seria "GONE" bardziej Ci się spodoba? :)
UsuńPierwsze dwa tomy ogromnie przypadły mi do gustu, ale kolejne już niestety zdecydowanie mniej. ;)
OdpowiedzUsuńTo mnie nie pociesza, bo posiadam wszystkie. Ale może ze mną będzie inaczej :)
UsuńStrasznie ciągnie mnie do tej serii... czytałam "Gone" i byłam zachwycona, chętnie zapoznałabym się z "Jutrem". Zdecydowanie moje klimaty :-)
OdpowiedzUsuńZe mną było niestety tak, że "GONE" mi się nie podobało i odpuściłam po pierwszym tomie. Sięgnęłam po "Jutro", bo słyszałam, że jest lepsze i wielu ludzi mówiło, że jeśli jedno mi się nie podoba, to spodoba mi się drugie i faktycznie tak się stało! Ale są też osoby, które lubią obie serie. Więc może faktycznie warto spróbować :)
UsuńMimo wad mam na nią ochotę, ale nie wiem, kiedy znajdę dla niej czas:)
OdpowiedzUsuńO czas nie trzeba się martwić, bo to góra dwa dni :) Ja bym ją przeczytała w jeden dzień gdybym czytała za dnia. Ale czytałam wieczorami i wyszły tylko dwa :)
Usuńsłyszałam o tej serii ale mm jakoś za czytanie się nie zabrałam ;P
OdpowiedzUsuńNic straconego! :) Szybko się czyta :)
UsuńRealność jest tylko na początku, bo później - jak pisałam - bohaterowie mają za łatwo. Ale UWAGA! Nie, zdecydowanie to NIE JEST to samo, co "jestem legendą". Jeżeli takie klimaty Ci się podobały, to ta książka może Ci się wydać słaba.
OdpowiedzUsuńKsiążka nie dla mnie , jednak piszesz bardzo ciekawie! ;)
OdpowiedzUsuńObserwuję i zapraszam do mnie . ;)
Dziękuję za miłe słowa :)
UsuńOglądałam tylko film :(
OdpowiedzUsuń