„Rodzice oczekujący narodzin dziecka mają tylko jedno życzenie: żeby było zdrowe. Charlotte i Sean O’Keefe także wybraliby zdrowie dla swojej córki – gdyby tylko mogli. Nie mieli jednak takiego wyboru, ich życie stało się pasmem bezsennych nocy, rosnących długów. Zupełnie nieoczekiwanie stają przed pytaniem: a gdyby o chorobie Willow było wiadomo odpowiednio wcześnie? Czy zdecydowaliby się na usunięcie ciąży?
Niezwykle emocjonująca i głęboko poruszająca powieść Jodi Picoult ukazuje rodzinę żyjącą z nieprawdopodobnym ciężarem, walkę o utrzymanie rodzinnej jedności oraz potężną siłę miłości.”
„Krucha jak lód” to pierwsza (i na pewno nie ostatnia) powieść Jodi Picoult, z którą miałam okazję spędzić czas. Jest to także książka, dzięki której zaszłam bardzo wysoko w jednym z humanistycznych konkursów. Długo zastanawiałam się nad tym, czy napisać tę recenzję jeszcze raz. Ostatecznie zdecydowałam, że opublikuję tutaj tekst, który na początku tego roku brał udział we wspomnianym konkursie. Całość należy oczywiście do mnie i zastrzegam sobie do niej prawo. Jak już mieliście okazję przeczytać notatkę w prawej kolumnie, nie wyrażam zgody na kopiowanie i powielanie tekstu bez mojej zgody oraz wiedzy :)
Istnieją historie, o których nie można zapomnieć. Po takiej lekturze człowiek zamyka przeczytaną książkę nie wierząc w jej koniec i przez długi czas rozmyśla o treści. Z utęsknieniem i żalem odczytuje ostatnią stronę lub ponownie spogląda na opis z tylnej okładki i wzdycha nie mogąc odłożyć książki na półkę, choć nie ma w niej już nic do przeczytania, poza ponownym zagłębianiem się w dobrze znaną opowieść. Te historie kształtują ludzki światopogląd. Dla mnie jedną z takich książek stała się powieść „Krucha jak lód”.
Jodi Picoult. Kobieta, która napisała 21 powieści. Na jej nazwisko natknęłam się przypadkiem podczas długiego przeszukiwania zasobów Empiku. Nie przywykłam do oceniania książek po okładce, więc bez wahania otwarłam dzieło na pierwszej stronie i zaczęłam czytać. W ten sposób rozpoczęła się moja przygoda.
„Wciąż coś się łamie, coś pęka. Pękają szyby, napięte liny, naciągnięte struny. Pękają pąki na drzewach. Można złamać przepis, szyfr i słowo. Przełamać pierwsze lody. Można łamać sobie język i głowę. Słyszy się złamane głosy, widzi złamane barwy. Pękają okowy, ale także ludzie, kiedy złamać ich opór. Ostatnie dwa miesiące ciąży upłynęły mi pod znakiem notowania tych wszystkich rzeczy. Miałam nadzieję, że w ten sposób będzie mi łatwiej cię urodzić.”
Nigdy nie spotkałam osoby, która w tak łatwy sposób umiałaby przekazać tak trudny temat. „Krucha jak lód” to opowieść o nadziei, bólu, stracie, a przede wszystkim chorobie i podejmowaniu decyzji godnych bohatera tragicznego. Bo przecież nie sposób wybrać między dwoma równie ważnymi wartościami.
Charlotte i Sean O’Keffe. Małżeństwo, które oczekuje narodzin drugiej córki – Willow. Dziewczynka okazuje się być chora na rzadką chorobę genetyczną, która w całej powieści nazywana jest po łacinie – osteogenesis imperfecta – wrodzona łamliwość kości. Historia jest opowiadana z różnych punktów widzenia. Każda osoba zwraca się bezpośrednio do chorego dziecka. Co ciekawe, przez prawie całą powieść nie pojawia się punkt widzenia Willow. Prawie. Jej pogląd na siebie i swoją chorobę czytelnik poznaje dopiero w ostatnim rozdziale. I to właśnie on sprawia, że po przeczytaniu tych 616 stron nie można przestać myśleć o całej opowieści.
Choroba dziecka jest powodem do wielu negatywnych emocji i wyborów. Wydawać by się mogło, że największego cierpienia doznaje pokrzywdzona 6-latka, ale – jak to bywa w życiu – ona zdaje się być najbardziej pogodzona ze światem i tym, co ją spotyka. Przyjmuje cierpienie i znosi je ze stoickim spokojem, podczas gdy jej matka i wszystkie bliskie osoby pogrążają się w coraz większej męce. W tym przypadku ból psychiczny równoważy się z fizycznym.
Wrodzona łamliwość kości nie pozwala żyć normalnie. Kości może połamać zwykłe kichnięcie, każdy upadek lub zbyt gwałtowny ruch. Lekarze zwykle nie mają do czynienia z tym schorzeniem, więc matka dziecka musi cały czas mieć się na baczności. Jednak bez względu na to jak bardzo stara się dbać o dziecko, Willow w wieku pięciu lat ma za sobą 52 złamania.
Historia rozpoczyna się od przedstawienia matki. Charlotte od wielu lat starała się o drugie dziecko. Zanim zaszła w ciążę, poprosiła o pomoc najlepszą przyjaciółkę Piper, o opiekę podczas ciąży i bycie położną. Piper na początku odnosiła się do tego pomysłu niechętnie, ale w końcu się zgodziła. W osiemnastym tygodniu zrobiła Charlottcie USG i bardzo długo przypatrywała się zdjęciom, by móc określić, czy dziecko jest zdrowe. Obraz mózgu niemowlęcia był krystalicznie czysty, co kobieta uznała za szczegół wynikający z przeprowadzania badania na nowym aparacie. To był błąd, przez który nie rozpoznała choroby Willow. Po narodzinach adwokat Charlotty podsunął jej pomysł oskarżenia lekarki o błąd lekarski i nie poinformowanie o chorobie dziecka w momencie, w którym kobieta mogła zdecydować, czy chce je urodzić.
Charlotte zgodziła się na rozpoczęcie procesu o błąd w sztuce lekarskiej, przez co pociągnęła na dno bliskie osoby – wierną przyjaciółkę, która popadła w depresję przez utratę Charlotty i skazanie jej dziecka na życie w ciągłym bólu oraz swoją córkę Amelię. Wygrana w procesie gwarantowała Charlottcie ogromną sumę pieniędzy, która była potrzebna na leczenie. W tym momencie bohaterka stanęła między młotem a kowadłem. Żeby wygrać musiała przyznać, że nigdy nie chciała Willow i gdyby wiedziała o chorobie, nie zdecydowałaby się na poród. Był to wybór między miłością do córki a kłamstwem, byciem dobrą matką a chęcią pomocy za wszelką cenę, wiedzą o tym, że dziecko i tak umrze a wiarą w lepsze jutro i tym, co pomyślą ludzie a własnymi uczuciami.
Jodi Picoult poruszyła w powieści ważną kwestię dotyczącą codzienności amerykańskiego systemu sądownictwa. Dlaczego takie procesy są możliwe? Dlaczego łatwiej jest kłamać, że się kogoś nie kocha i chętnie by się go pozbyło, a potem otrzymać za to pieniądze, niż uczciwie przyznać, że się potrzebuje pewnej sumy na rzecz chorej osoby? Mąż Charlotty doskonale wiedział, po której stanąć stronie, co uczyniło go dobrym, kochającym ojcem i równocześnie odsunęło od odpowiedzialności spoczywającej na matce, co w rezultacie zniszczyło małżeństwo i doprowadziło do rozwodu.
Charlotte potrzebowała pieniędzy. Im więcej robiła, by je zdobyć, tym częściej miało się wrażenie, że pragnie ich dla siebie, nie dla dziecka. Z jednej strony bardzo kochała córkę, z drugiej chorobliwa chęć pomocy doprowadziła ją do upadku.
Do czego jest zdolna matka, by pomóc swojemu dziecku? Ile jest w stanie znieść? Ilu rzeczy musi się wyrzec? Co jest w stanie poświęcić, by dojść do celu? Ta bohaterka z całą pewnością poświęciła zbyt wiele. Straciła przyjaciółkę, męża, nie uratowała w ten sposób Willow, a swoje drugie dziecko skazała na cierpienie i nie była tego świadoma.
Owszem, dostała pieniądze. Ale co zrobiła by je zdobyć? By wygrać, musiała zyskać poparcie. Zdecydowała się na czyn, który skazał Willow na największe cierpienie. Pokazała na wizji ból, który odczuwa jej mała córeczka na co dzień. Zmusiła ją do wystąpienia przed kamerą. Widowisko polegało na wykonywaniu bolesnych ćwiczeń, których dziecko nie chciało i nie było w stanie wykonać, a które sprawiły, że dziewczynka rozpłakała się przed całym światem i w ostateczności połamała kolejne kości. Zła matka? Możliwe. Ale walczyła o dobro córki. Wyrzuty sumienia sprawiły, że przestała cieszyć się życiem. Nie funkcjonowała tak jak dawniej i cały czas się staczała. Każda złamana kość bolała ją równie mocno co Willow. Mimo wszystko uparcie dążyła do celu, zapominając o wszystkim i wszystkich dookoła.
Historia nie kończy się na walce o pieniądze. Na dno została pociągnięta druga córka – Amelia, na którą nikt nie zwracał uwagi, ponieważ wszyscy byli zajęci cierpieniem Willow. Kochała siostrę, ale czuła się osamotniona. Wszystko kręciło się wokół chorej dziewczynki, która w dodatku była rozpieszczana. Nikt nie myślał o tym, jak się czuje i co czuje drugie dziecko, które mimo trzynastu lat nadal było tylko dzieckiem.
„ „Amelia, nie skacz po łóżku, bo zrobisz Willow krzywdę”. „Amelia, ile razy ci mówiliśmy, że nie wolno zostawiać skarpetek na podłodze? Przecież Willow może się przewrócić”. „Amelia, wyłącz ten telewizor” (chociaż włączyłam go dopiero pół godziny temu, a ty
siedziałaś przed nim pięć godzin bez przerwy, wgapiona jak jakieś zombi).” – można przeczytać we fragmencie, w którym wypowiada się Amelia. Rodzice byli zbyt zajęci młodszym dzieckiem. Tymczasem Amelia zaczęła kraść i popadła w bulimię. Utrata przyjaciółki – córki Piper – sprawiła, że pojawiły się problemy w szkole. Okres dojrzewania był dla niej czasem wielkich zmian i chęci zwrócenia na siebie uwagi, której miała zdecydowanie zbyt mało. Trafiła nawet do środka opiekuńczego, w którym spędziła kilka dni. Pewnego dnia ból stał się dla niej zbyt silny. Nastolatka zaczęła się samookaleczać. Jednego wieczoru Willow zobaczyła jak siostra nacina żyletką skórę na nodze. Była jeszcze dzieckiem, ale miała nad wyraz rozwinięty mózg i zawsze zaskakiwała błyskotliwymi wypowiedziami. Tamtego dnia dostrzegała ile cierpienia sprawia innym. Postanowiła wykorzystać pomysł i podcięła sobie żyły przy nadgarstkach. Na szczęście znalazła ją Amelia i dziewczynka przeżyła. Gdy pogotowie zabierało dzieci do szpitala, Willow obiecała siostrze, że nikomu nie powie skąd miała żyletkę. Amelia już nigdy nie wybaczyła sobie tego, że przez nią młodsza siostra wpadła na taki pomysł.
Jak bardzo trzeba cierpieć, żeby krzywdzić samego siebie? Ile bólu musi znosić dziecko, by uważać, że jest problemem dla innych? Jak to możliwe, że dziecko, które cierpi bez własnej winy próbuje popełnić samobójstwo, bo uważa, że inni cierpią bardziej?
Odpowiedź na te pytania zdaje się być prosta – to wina Charlotty. Ale czy można obarczać matkę taką winą? Czy ktoś wie, jak się czuje matka, która jest zmuszona do patrzenia na cierpienie własnego dziecka? Czy ktoś wie, co czuje matka, która ma świadomość tego, że jej dziecko umrze szybciej od niej samej? Czy ktoś wie, co czuje matka patrząc na męki dziecka, na które tak długo czekała i zdaje sobie sprawę, że nic nie może zrobić? To staranie, by zdobyć pieniądze było wszystkim. Tylko dzięki temu mogła w pewien sposób ograniczyć cierpienie córki. Nie było prawidłowej decyzji. Żaden wybór nie był dobry.
Czy Charlotte była złą matką? Czy zła matka może cały czas wyliczać w swoich myślach katusze dziecka? We fragmencie dotyczącym Charlotty wyczytać można jedynie Willow. Charlotte nie istnieje. Nie liczy się z własnym cierpieniem. Charlotte to Willow, a Willow umiera. Tylko Willow się liczy.
„ Pierwszych 7 kości pękło ci, jeszcze zanim przyszłaś na świat. Następne 4 - w chwilę po porodzie, kiedy pielęgniarka wyciągała cię z mojego łona. Potem złamałaś jeszcze 9, kiedy trzeba było cię reanimować. 10: leżałaś mi na kolanach i nagle usłyszałam cichy trzask. 11: przewróciłaś się z boku na bok i uderzyłaś ręką o pręt łóżeczka. Numery 12 i 13 to były kości udowe, 14 - piszczelowa, 15 – złamanie kompresyjne kręgosłupa. 16: zeskoczyłaś z werandy. 17: potrąciła cię koleżanka na placu zabaw. 18: poślizgnęłaś się na okładce filmu DVD leżącej na dywanie. Do dziś nie wiemy, co było przyczyną 19 złamania. 20 zafundowała ci Amelia, która skoczyła na łóżko, gdzie leżałaś, 21 – piłka nożna, którą oberwałaś w łydkę. Po 22 odkryłam wodoodporne szyny gipsowe i nakupiłam ich tyle, że starczyłoby dla całego szpitala; teraz zalegały w garażu. 23 kość pękła ci we śnie. 24 i 25 to były przedramiona, trzasnęły jednocześnie, kiedy wywróciłaś się w śniegu. 26, strzałkowa, i 27, piszczelowa, połamały się paskudnie, napinając skórę jak namiot. Było to na zabawie w Halloween, na którą poszłaś przebrana - jak na ironię - za mumię; bandaże z tego kostiumu przydały mi się do unieruchomienia nogi w łubkach. 28 kość pękła ci przy kichnięciu, 29 i 30 to były żebra, połamane o krawędź stołu. Numer 31 - biodro - wymagał skręcenia metalową płytką na sześciu śrubach. Odtąd przestałam liczyć twoje złamania, aż do czasu tamtego wypadku w Disneylandzie.”
W trakcie czytania można być złym na Charlottę i jej wybory. Ale nikt nie wie jakby postąpił w jej sytuacji. To kobieta, która poświęciła całe dotychczasowe życie na próbie zdobycia pieniędzy i w końcu je zdobyła. Ale czy była zadowolona? Nie. Bo kiedy dostała to, czego chciała, zdała sobie sprawę ile straciła.
Pod koniec powieści wiele się zmienia – Charlotte jest rozwiedziona, ale mieszka razem z byłym mężem, by nie szkodzić Willow i Amelii. Starsza córka w końcu zostaje zauważona i uzyskuje potrzebną jej pomoc, dzięki czemu wychodzi na prostą. Charlotte spełnia swoje stare marzenie i zostaje cukierniczką. A Willow?...
Ostatni rozdział ukazuje jej punkt widzenia. Jest najkrótszy ze wszystkich. Dziewczynka ma 8 lat. Dzieci chorujące na osteogenesis imperfecta rzadko przeżywają tak długo. Jest zwykły dzień – sobota. Willow wyszła przed dom. Kusił ją owoc zakazany – na zewnątrz była zamarznięta sadzawka, a jej nigdy nie wolno było jeździć na łyżwach. Rozumiała dlaczego, więc po nie nie sięgnęła. Nie chciała się przewrócić, więc na czworaka podpełzła do tafli lodu i weszła na nią, uważając, by nic sobie nie zrobić. I wtedy lód pękł…
616 stron. Trudna choroba. Historia wielu ludzi. Ale to ostatnie zdanie sprawiło, że książka stała się jedyna w swoim rodzaju. W ostatniej chwili swojego życia, gdy Willow zaczęła się topić, ucieszyła się. Cieszyła się, że po raz pierwszy pęknął lód, a nie kości w jej wnętrzu. Paradoksalnie nie umarła z powodu wrodzonej łamliwości kości. Utonęła. Owszem, coś pękło przy jej śmierci. Ale nie była to ona i to stało się najważniejsze. Jej rodzina nigdy nie miała okazji dowiedzieć się tego, co dziewczynka pomyślała w ostatniej chwili. Matka po raz pierwszy w życiu odrzuciła horror połamanych kości i pozostawiła w pamięci samą duszę i charakter ukochanego dziecka. Natomiast czek, o który tak długo walczyła, włożyła do trumny w dniu pogrzebu – w końcu pieniądze miały być dla Willow. I tak też się stało.
„Krucha jak lód” to powieść, która nie odpowiada na pytania. Nie pokazuje prostych rozwiązań w trudnych sytuacjach. Ukazuje trud człowieka w sytuacji bez wyjścia i zmusza do refleksji. Nieważne jak dokładnie została przedstawiona choroba i cierpienie. Tą książkę po prostu trzeba przeczytać i odpowiedzieć sobie na pytanie – co JA bym zrobiła w tej sytuacji. Co WY byście zrobili?
A jeśli jeszcze jej nie czytaliście, piszcie opinie na temat recenzji.
Każdy głos jest mile widziany.
Książka ciągle przede mną, ale znam twórczość Picoult i wiem, że na pewno się nie zawiodę na jej powieściach.
OdpowiedzUsuńO tak, trudno zawieść się na tak wspaniałej pisarce :)
Usuńja polecam tej autorki "zły dotyk:
OdpowiedzUsuńO, nie wiedziałam, że Jodi Picoult ma taką książkę. A mogłabyś podać jakiegoś linka? Bo nigdzie nie mogę znaleźć :C
UsuńOj bardzo Cię przepraszam ale to ja zły tytuł podałam :P Za każdym razem, gdy polecam komuś tą książkę to ten tytuł podaje -nie wiem dlaczego-możne dlatego ,ze On mi bardziej pasuję-wybacz za mój błąd już podaję prawidłowy.
UsuńTytuł to-"W imię miłości"
Wiem, wiem wielka różnica
Nie szkodzi :) Książkę na pewno przeczytam, a po opisie też mi się skojarzyło ze "złym dotykiem", więc rozumiem :D Dzięki za radę :)
UsuńPicoult to dla mnie wciąż autorka, przed ktorą się wzbraniam. Przeczytałam jedną jej książkę i oczywiście chcę to zmienić, ale wiem, że jej publikacje muszę sobie dozować, bo inaczej przytłoczyłaby mnie tematyka.
OdpowiedzUsuńTak, to prawda. Autorka porusza bardzo trudne tematy i robi to w zdumiewający sposób. A co to była za książka? :)
UsuńDo tej pory miałam okazję przeczytać jedynie dwie książki tej autorki, ale mam zamiar dalej zaznajamiać się z jej dziełami. Uważam, że pisze dobrze i porusza wiele ważnych tematów (:
OdpowiedzUsuńTo prawda :) A jakie książki miałaś już okazję przeczytać?
UsuńCzytałam chyba trzy książki autorki, tą też mam w planach:)
OdpowiedzUsuńTej jeszcze nie czytałam książki, ale mam w planach :0
OdpowiedzUsuńWarto :) Ale ostrzegam, że ta jedna bardzo wzrusza.
UsuńChciałam zacząć czytać ksiażki tej autorki, ponieważ wydają mi się bardzo wartościowe. Koniecznie muszę zacząć przygodę z tą autorką od tej książki :)
OdpowiedzUsuńTak, są bardzo wartościowe. I zostawiają ogromnego kaca. Polecam rozpoczęcie przygody z autorką od tej książki :)
UsuńAutorkę oczywiście znam, ale tylko z recenzji :) osobiście jeszcze nie czytałam żadnej z jej książek :) pięknie napisałaś o tej powieści :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńNo, to najwyższy czas się zapoznać! :)
Nie czytałam jeszcze nic z twórczości tej autorki, ale wiem, że muszę to nadrobić - „Krucha jak lód” prawdopodobnie pójdzie na pierwszy ogień :) Muszę jeszcze dodać, że okładka jest urocza. :))
OdpowiedzUsuńMi również podoba się okładka :) "Krucha jak lód" będzie dobrym początkiem.
UsuńA ja nie przepadam za tą autorką, jakoś mi się nie spodobała. Dlatego spasuję tym razem
OdpowiedzUsuńhttp://qltura.blogspot.com/
To dobrze! :) To przykład na to, że gusta są różne :)
UsuńŚwietny portret na okładce. Autorki jeszcze nie znam, jak nadrobię zaległości to poszukam jakiejś jej książki.
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
Tak, okładka jest niesamowicie piękna. Polecam rozpoczęcie przygody z twórczością Jodi Picoult od tej właśnie książki :)
UsuńWypożyczyłam tę książkę i na dniach zamierzam się za nią zabrać. Jodi Picoult jeszcze nigdy mnie nie zawiodła...
OdpowiedzUsuńMnie również nie :)
UsuńJuż po lekturze:) Poruszająca do głębi, już się zapisuję w bibliotece na kolejną książkę Picoult:)
UsuńNie przepadam za takimi powieściami, tym bardziej, iż słyszałam, że ta autorka pisze powieści psychologiczne. Może za kilka lat... Zapraszam do mnie: kraina-ksiazek-stelli.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTak, to prawda. Są dość psychologiczne. Ja również myślałam, że za takimi nie przepadam dopóki nie zaczęłam czytać.
UsuńMam w planie książkę tej autorki. Myślę, że dobrze będzie zabrać się za tą, jako pierwszą. :)
OdpowiedzUsuńTo świetny pomysł :)
UsuńTej autorki miałam w planie "Zagubiona przeszłość" jednak odradzano mi, więc w końcu nie przeczytałam. Teraz właśnie szukałam czegoś innego tej autorki, i proszę, właśnie natrafiłam. Ta książka może być świetnym rozpoczęciem przygody z tą pisarką :)
OdpowiedzUsuńTak, to będzie dobry początek :)
UsuńPo recenzji mogę jedynie domyślać się, jak dobra jest to książka.
OdpowiedzUsuńRecenzja długa, podobnie jak książka - oby było takich jak najwięcej!!
Książka nie jest tylko dobra. Jest świetna :)
UsuńOd dawna mam ją a planach, a po Twojej recenzji jeszcze bardziej chcę ją przeczytać! Uwielbiam tę autorkę:)
OdpowiedzUsuńJa także ją lubię :) Cieszę się, że dzięki tej recenzji masz ochotę na książkę :)
UsuńOch jaka długa i ciekawa recenzja! Jeszcze ta ocena 10 punktów. Nie dziwię się, bo Picoult jest niesamowita, a jej powieści wspaniałe. Może czasami przerażają swoją objętością, ale z drugiej strony czyta się je bardzo szybko:) Tej pozycji jeszcze nie czytałam, ale na pewno po nią sięgnę:))
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :) Tak, faktycznie czyta się zdumiewająco szybko. Ja myślałam, że nie lubię takich powieści, ale autorka ma w sobie coś takiego, że nawet jak nic się nie dzieje, to człowiek i tak chce czytać dalej :)
Usuń