"Siedemnastoletnia Lennie jest załamana po nagłej śmierci starszej siostry. Jedyną osobą, przy której czuje mniejszy ból, jest chłopak siostry, Toby, który cierpi tak samo jak ona. Są ze sobą coraz częściej, coraz bliżej. Nic nie mogą na to poradzić – ani na potworne wyrzuty sumienia. Wszystko staje się jeszcze bardziej trudne, gdy w szkole zjawia się nowy chłopak, Joe. A Lennie z przerażeniem odkrywa, że nie może przestać myśleć o jego czarnych oczach i miękkich ustach…
Czy można tak cierpieć po stracie siostry i myśleć o jej chłopaku?
Rozpaczać i równocześnie być tak szczęśliwą?
A może miłość jest właśnie po to, by nie dać się prześladować temu, co przepadło, i tylko trwać w zachwycie nad tym, co jest…”
Nie wiem co mnie skłoniło, by przeczytać tę książkę. Okładka nie zwala z nóg, a opis wydaje się być infantylny. Być może chodziło o zachęcający tytuł. W tamtym czasie chciałam odnaleźć niebo. A może chodziło o napis na górze okładki? „Wyjątkowa powieść: rozdziera, ale i rozgrzewa serce”. Nie wiem. Cokolwiek mnie do niej pchnęło, pragnę temu czemuś podziękować i prosić los, by więcej razy mnie popychał, bo ma dobry gust i znakomite wyczucie.
Otwarłam książkę i przez chwilę myślałam, że coś się stało z moim wzrokiem. Na szczęście nie miałam racji. Czcionka jest niebieska. Ale nie granatowa, czy rażąca w oczy… Delikatnie błękitna, jak niebo. Jak puch. Całość składa się z 38 rozdziałów, każdy oddzielony jedną stroną, na której widnieje niebo. Nie tylko to jest ciekawe. Również pomysł na treść okazał się być interesujący.
Siedemnastoletniej Lennie Walker umiera siostra – Bailey. Nastolatka nie radzi sobie z uczuciami i tym, co zaczyna się dziać wokół niej. W zasadzie opis książki wyjaśnia prawie wszystko. Tylko że samo przedstawienie młodej osoby, która boryka się ze stratą i trudnymi wyborami jest jedyne w swoim rodzaju.
Faktycznie powieść rozdziera i jednocześnie rozgrzewa. Każdy przynajmniej raz w życiu zadaje sobie te same pytania. Jak to możliwe kochać kogoś tak bardzo i jednocześnie go nienawidzić? Dlaczego jest się szczęśliwym, skoro powinno się być smutnym? Czy to w ogóle możliwe? Czy to dobre? Czy tak się powinna zachowywać osoba z moralnością? Lennie stara się być silna, ale pokonuje ją własna wrażliwość. Stoi na rozdrożu nie tylko pomiędzy dwoma mężczyznami. Wydaje jej się, że nie powinna zakochiwać się w chłopaku zmarłej siostry i przez chwilę odczuwa ulgę, gdy zakochuje się w Joe’m. Niestety zaraz potem wyrzuty sumienia narastają ze zdwojoną siłą, bo w ten sposób rani nie tylko siebie, ale i Toby’ego.
Nie poznajemy głównej bohaterki od razu. Cała opowieść przesycona jest symbolami. Są one podkreślane w taki sposób, by czytelnik od razu wiedział, co mają oznaczać. Gdy na początku książki umiera Bailey, Lennie jest umierającą roślinką, o którą za bardzo martwi się ciotka. Kwiat zmienia się wraz z jej aurą, nastrojami, zachowaniem… Dziewczyna zbytnio się przyzwyczaja i nie potrafi tak po prostu odpuścić, zostawić coś w tyle, odejść. Ulubioną książką Lennie są „Wichrowe wzgórza”, które przeczytała dwadzieścia trzy razy. Książka jest poniszczona, kartki pożółkły i zaczęły wypadać, okładka ledwo się trzyma…
Ale Lennie nie pozwala jej wyrzucić. Nie chce nowej. Wręcz przeciwnie – pragnie przeczytać powieść jeszcze raz. Nigdy nie będzie miała jej dość. Podobnie jak herbaty pitej zawsze w ten sam sposób, z tymi samymi osobami, przy tym samym stole, o jednakowej porze.
Myśli, myśli, myśli… Myśli i wyrzuty sumienia nigdy jej nie opuszczają. Nie potrafi zatrzymać toku myślenia, jakby od niego zależało życie. Jakby od niego zależała pamięć o zmarłej siostrze. Nie mogąc uwolnić się od myśli, zapisuje je na tym, co akurat ma pod ręką i wyrzuca, mając nadzieję, że kiedyś ktoś to znajdzie, przeczyta, zrozumie, poczuje się tak samo… Mamy do tego wgląd. Co jakiś czas w książce pojawia się skrawek kartki, papierek po cukierku, zdjęcie kubka… Są na nich drobno zapisane, koślawe litery, układające się w zdania, myśli, sentencje, czasem wiersze, a najczęściej wspomnienia. Lennie zapisuje je, wyrzuca, a my je dostrzegamy. Pod każdą fotografią znajduje się napis, który informuje czytelnika gdzie znaleziono te strzępki. W parku, w bucie, szafie, na parkingu. Tam, gdzie akurat powiał wiatr. Te fragmenty życia również stanowią zagadkę, gdyż odbiorca dopiero na końcu całej historii dowiaduje się kto je znalazł i jak to się stało.
Ta książka daje nadzieję na lepsze jutro. Owija się wokół serca, rozgrzewa lub mrozi. Rozpaczliwe, a zarazem nieme wołanie o pomoc sprawia, że czytelnik może poczuć się jak bohaterka. Sam wybiera drogę. Albo stara się pomóc, albo sam zaczyna szukać pomocy. Żeby ją znaleźć, musi czytać dalej.
Nie można się oderwać. Raz odczuwa się smutek, kiedy indziej radość, ale po prostu nie można przestać czytać. Po skończeniu, gdy już wszystko staje się jasne, nawet okładka wydaje się pasować. A wtedy czytelnik musi sam zdecydować, czy osoba, którą na niej widzi jest nim samym, z „Niebem, (które) jest wszędzie” w rękach, czy też widzi tam jedynie Lennie, która po raz dwudziesty czwarty czyta „Wichrowe wzgórza”. Kogokolwiek tam zauważy, już zawsze będzie pamiętać, że niebo JEST wszędzie. I gdziekolwiek spojrzy, zawsze je odnajdzie. Nawet jeśli ciemne chmury przysłonią cały widok i nie będzie szans na ucieczkę przed myślami, a samotność dotkliwie da o sobie znać.
W Lennie można odnaleźć siebie. Zwykłą osobę w trampkach, która raz potrzebuje samotności, a innym razem ucieka we wszystkie możliwe miejsca, by tylko mieć kogoś obok siebie. Nastolatkę, która nie podpisuje swoich myśli i rzuca je za siebie, mając nadzieję, że coś się zmieni. Kogoś, kto traci nadzieję i siebie przy okazji. Kto nie widzi dla siebie przyszłości i miejsca. Jest rozdarty między dwoma wyborami, z których jeden jest zły, a drugi gorszy.
Nawet jeśli macie nadzieję i dostrzegacie niebo, warto przeczytać tę książkę. Może okaże się, że to coś więcej, niż tylko niebo…
A jeśli jeszcze jej nie czytaliście, piszcie opinie na temat recenzji.
Każdy głos jest mile widziany.
Okładka również jakoś niespecjalnie mi się podoba. Jednak historia, zawarta w książce, bardzo zachęca do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam :)
UsuńMam ją na uwadze już od dłuższego czasu i chyba w końcu się na nią skuszę. Dawno nie miałam w ręku żadnej publikacji wyd. Amber.
OdpowiedzUsuńBardzo polecam :)
UsuńOsobiście książka mnie zachwyciła i pochłonęłam w jedną noc.
OdpowiedzUsuńzapraszam:http://www.ksiazkimoni.blogspot.com/
U mnie to był jeden dzień, na szczęście zaczęłam czytać dość wcześnie rano. Na blogspota na pewno wejdę :)
UsuńMam tę książkę na półce i chyba po skończeniu "Podwodnego świata" się za nią zabiorę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie :)
http://zaczytana-iadala.blogspot.com/
Kiedyś znajoma zachęcała mnie do tej książki i postanowiłam, że ją przeczytam, ale nie mogę jej nigdy złapać w bibliotece.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad kupnem tej książki i muszę przyznać, że Twoja recenzja bardzo mnie zachęciła do przeczytania :)
OdpowiedzUsuń