Let it no.. Let it no.. Let it no… Powinniście wiedzieć, że zwolenniczką śniegu nie jestem. Nie cierpię zimy, chłodu i tej ponurej atmosfery, która krąży wokół człowieka przez większą część zimowego czasu. Jest jednak coś ciepłego w tym całym świątecznym zgiełku, który pojawia się zdecydowanie zbyt wcześnie w sklepach. Już teraz, gdziekolwiek się spojrzy, wszędzie przyozdobione świątecznymi lampkami słupy, tablice i wystawy. Zaczynają dominować czerwień, biel i choinkowa zieleń, a ludzie niepotrzebnie wszędzie się spieszą, nie zastanawiając się nawet dokąd tak gnają. Zapytacie cóż jest przyjemnego w tym odmrażającym dłonie i stopy mroku? Choćby zawinięcie się szczelnie w gruby koc, czytanie książek i popijanie z ogromnego kubka kawy, gorącej czekolady albo herbaty z miodem oraz cytryną. I chociaż wielką ulubienicą opowiadań nie jestem, ta konkretna książka mnie sobą szczególnie zainteresowała.
„W śnieżną noc” to zbiór trzech opowiadań, które są ze sobą połączone. Wielkie trio, które stworzyło tę zimową książkę, to osoby, które każdy z Was w większym lub mniejszym stopniu zdążył już poznać. Maureen Johnson zasłynęła „Trzynastoma małymi, błękitnymi kopertami”, a Lauren Myracle stworzyła takie książki, jak: „Papatki”, „Pzdr” i „3maj się”. Jednak założę się, że większość z Was, drodzy czytelnicy, zakupi ten produkt tylko i wyłącznie dzięki dwóm konkretnym słowom – JOHN GREEN. Czy się mylę?
Ostatnie zdanie zapewne zabrzmiało tak, jakby po nim miało widnieć tak przerażające słowo jak „ale”. Nie pojawi się jednak, ponieważ trzeba to oddać, że ten ostatni z wymienionych autorów, choć jako jedyny jest mężczyzną, wykonał przy swojej części pracy kawał doskonałej roboty. Nikogo to pewnie nie dziwi, bo Green nie raz już udowodnił, że o miłości pisać potrafi i również tym razem stworzył idealny, miękki środek bożonarodzeniowego ciastka. Bardziej zaskakujące jest to, że kobiety się pod tym względem nie popisały. Bo o ile historia Mauren Johnson okazała się całkiem dobrym wstępem do dalszych konkluzji, o tyle wkład Lauren Myracle w moim skromnym mniemaniu znacznie obniżył ocenę całości.
Jednak, by nie przedłużać, zadam jedno kluczowe pytanie – co łączy zestaw figurek, pociąg, Starbucks, cheerleaderki i… świnię?
Wszystkie historie, jak wskazuje tytuł, mają swoje miejsce w trakcie śnieżnej nocy, choć nie zawsze w jej czasie toczy się akcja. Kluczowym elementem jest tutaj Wigilia, czyli symbol wyżej podanej nocy. Trzeba być niesamowicie skupionym w czasie poznawania kolejnych bohaterów, by zrozumieć sens kilku rozdziałów kończących całą książkę. Połączenia mogą być różne – od bohaterów, przez rozmaite sytuacje, po miejsca. Tak się złożyło, że wszyscy uczestnicy tych trzech miłosnych opowiastek znają się ze szkoły, choć nie uczęszczają do tej samej klasy. Na początku poznajemy nastolatkę, która nie cierpi swojego imienia. Jej szaleni rodzice, po kilkunastu stronach sławni już na całym świecie, postanowili nazwać swoją córkę Jubilatką. To właśnie ona rozpoczyna szalony wir przygód, które, początkowo skromne, stopniowo rozszerzą się na wielu innych bohaterów, z których każdy utworzy oddzielną historię, subtelnie połączoną z pozostałymi. Jubilatka pojedzie pociągiem, do którego wsiądą cheerleaderki – dziewczęta cieszące się szerokim zainteresowaniem w opowieści Greena. Choć będą one istotne, główne skrzypce rozegra trójka przyjaciół – dwóch chłopaków: Tobin i JP oraz ich przyjaciółka, Diuk. To oni rozkręcą imprezę na całego, wdając się w szalony wyścig ku… cóż.
Gdy już większość kartek przefrunie Wam przez palce, dojdziecie do finałowej historii, którą poprowadzi Addie. Ta rozkapryszona, zainteresowana wyłącznie sobą nastolatka, która cierpi po zerwaniu z ukochanym Jebem, będzie miała tylko jedno zadanie – nie zawieść ponownie swoich przyjaciółek. W drogę ku spełnieniu wejdzie jej Gabriel. I aż chciałabym widzieć Wasze miny, gdy przeczytacie to, co ja już wiem.
„W śnieżną noc” czytało się szybko i przyjemnie. Jeśli miałabym określić tę książkę jednym słowem, powiedziałabym, że była cukierkowa. Choć wywoływała niesamowite ciepło w moim wnętrzu i była bardzo zabawna, czasami tej słodyczy było aż zbyt wiele. Jednak wszystkie pozostałe elementy zostały doskonale zrównoważone. Ostatnia historia mi się nie spodobała tak samo jak jej poprzedniczki, jednak ona również miała w sobie „to coś”. Jedyne czego mi zabrakło w opowieści Addie, to morał, który był dla mnie oczywisty w czasie czytania. Ten, jak na złość, nie pojawił się. Wręcz przeciwnie – bohaterka doszła do odwrotnego wniosku, niż powinna. Poza tym zainteresował mnie pewien bohater, który zasłynął dzięki folii. Przy nim również zabrakło mi kilku dopowiedzeń. To trochę tak, jakby miała niedługo wyjść nowelka opisująca tylko i wyłącznie jego. Tak się pewnie nie stanie, więc mi przykro z tego powodu. Osoby, które już przeczytały te opowiadania z pewnością wiedzą kogo mam na myśli, a pozostali osądzą sami, czy warto było coś dopowiedzieć o tej postaci.
Zachęcam do zapoznania się z odpowiedzią na pytanie co połączyło figurki, pociąg, Starbucks, cheerleaderki
i świnkę. „W śnieżną noc” to doskonały pomysł na świąteczny prezent.
I pamiętajcie – wszystko zależy od gustu :)
W sumie takie zimowe opowiadania są w sam raz na długie wieczory, ale trochę odstrasza mnie Green :D
OdpowiedzUsuńDlaczego Green Cię odstrasza? :)
UsuńPoczątkowo ciągneło mnie jeszcze do tej ksiązki, ale teraz, po przeczytaniu kilku recenzji doszłam do wniosku, że to jednak nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńJa ją wzięłam "w ciemno" i mnie do siebie przekonała. Nie spodziewałam się tak dużej dawki humoru w tych opowiadaniach.
UsuńCzekałem właśnie na tę recenzję, bo nie wiedziałem czy warto wydawać pieniądze na najnowszą powieść m.in. Greena. Teraz wiem, że warto :)
OdpowiedzUsuńGreen nie bardzo do mnie trafia, ale mimo wszystko jestem ciekawa tej książki. :)
OdpowiedzUsuńBrzmi jak idealna lektura na grudzień, koniecznie będę musiała się zaopatrzyć w tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńTen tytuł czeka u mnie na półce i powiem szczerze, że opieraniu się tak cudownej okładce nie jest proste! Ale obiecałam sobie przeczytać tę pozycję dopiero w Wigilię, więc muszę wytrzymać w imię świąt.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Shelf-of-Books :)
O! Tę książkę mam ochotę poznać ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście nie mogę się doczekać, aż przeczytam!
OdpowiedzUsuńŚwietnie Piszesz :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do ,mnie : http://read-write-lovee.blogspot.com
<3 <3 <3