Zastanawialiście się kiedyś jak ważne są wszystkie decyzje, które podejmujecie? To nie muszą być tak ważne życiowe wybory, jak ślub czy kupno czegoś drogiego. Pomyśleliście kiedyś o tym, że tak naprawdę nawet to, czy się uśmiechniecie czy nie, może wiele zmienić? Być może pocieszacie się tak jak wielu innych ludzi – jutro będzie nowy dzień. Jutro wszystko będzie lepsze. Jutro nie będzie dniem dzisiejszym, a to co było, będzie należało do przeszłości. Przykro mi moi drodzy. Jutra nie będzie.
Dla Samanthy Emily Kingston ten dzień rozpoczął się jak każdy inny. W zasadzie był to jej ulubiony czas – Dzień Kupidyna – kiedy wraz ze swoimi przyjaciółkami miała dostać tuziny róż, by wszyscy wiedzieli kto w jej szkole jest najbardziej lubiany i popularny. Ale Sam nie musiała niczego udowadniać. Razem z Lindsay, Elody
i Ally, dziewczyna należała do elity, którą wszyscy znali. W ten jeden jedyny dzień przyjaciółki zawsze ubierały się tak samo i bynajmniej nie były to skromne stroje przykładnych uczennic. Ale tej czwórce wszystko uchodziło na sucho, obojętnie czy chodziło o wagary, czy flirtowanie z osobami, do których przeciętny uczeń nie miałby prawa się odezwać w sposób, w jaki one na co dzień to robiły. Tam, gdzie rozrasta się popularność, tam musi też być druga strona, gdzie szerzy się zbiór ludzi, o których nikt nie wie i nie słyszy, chyba że chodzi o nieprzyjemne sekrety, często nieprawdziwe, które wszyscy muszą znać. Ale przecież to się nie powinno zmieniać, bo „życie jest niesprawiedliwe, a oni powinni o tym wiedzieć”. Tego się nie da przeskoczyć, tak po prostu jest. Więc dla Samanthy dzień rozpoczął się jak zawsze. Gdy rano zadzwonił budzik, ubrała się jak co dzień, wyszła przed dom, wsiadła do samochodu swojej przyjaciółki, zjadła ulubiony posiłek, pojechała do szkoły i dostała róże. Zerwała się nawet z lekcji i umówiła z przyjaciółkami na imprezę. A po imprezie ponownie zadzwonił budzik, lecz główna bohaterka z przerażeniem odkryła… że to ten sam dzień.
Po przeczytaniu oszałamiającej trylogii „Delirium” nie mogłam nie sięgnąć po debiutancką powieść Oliver Lauren. Tak jak w przypadku jej poprzednich książek, i tym razem nie zawiodłam się. Przyznam szczerze, że na początku historia Sam niemiłosiernie mnie irytowała i obawiałam się, że reszta książki nie pozostawi po mnie suchej nitki. Na szczęście bardzo się pomyliłam, a teraz już rozumiem, że ten zabieg był celowy i sprawił, że książkę polubiłam jeszcze bardziej. Główna bohaterka wydawała mi się na początku bardzo pewna siebie w swojej przerażającej bezpośredniości i wyniosłości. Ukazana w świetle najlepszej osoby w szkole, której absolutnie nic nie interesuje i która pławi się w swojej sytuacji, stała się jednocześnie postacią, której nie polubiłam. Jednak z czasem, gdy okazało się, że dla tej jednej konkretnej osoby jutro nie nadeszło, udało mi się trochę ją polubić. Podobał mi się sposób, w jaki bohaterka przechodziła przemianę, jak stopniowo, wers po wersie coraz lepiej rozumiała na czym polega istota jej „zadania” i jak docierało do niej, że nawet najmniejsze zmiany decyzji wpływają w taki a, nie inny sposób na życie jej i innych. Tak jak Bóg tworzył świat przez siedem dni, tak i w niej stworzyła się nowa osoba, zupełnie inna od wersji sprzed wczorajszego dnia. Tyle tylko, że dla niej wczorajszy dzień minął tydzień wcześniej, podczas gdy dla innych to nadal było „jedynie” wczoraj. A jednak najbardziej zaskakujący jest fakt, że wraz ze zmianą wnętrza głównej bohaterki, pojedyncze zmiany zachodziły też we mnie. Bo chociaż nigdy nie byłam w takiej sytuacji jak Samantha, nie dowiedziałam się czym jest popularność i nie pławiłam się w jej chwale, chociaż wydawało mi się, że wiem już wystarczająco dużo, ta książka otwarła moje oczy. Rozpaliła we mnie chęci do zmiany, a to się rzadko udaje.
Wypadałoby napisać o wadach tej książki. I szczerze mówiąc już jedna nasuwała mi się na język, gdy zbliżałam się do końca. Niestety, a może nawet stety, autorka zaskoczyła mnie ze zdwojoną siłą i nie zapamiętałam wad,
a same zalety. Plusy można mnożyć. „7 razy dziś” to książka, która nadaje się na zakończenie tego roku i rozpoczęcie nowego. Uważam, że każdy powinien ją przeczytać, niezależnie od wieku. Polecam!
I pamiętajcie – wszystko zależy od gustu :)
Tylko zachęciłaś mnie do przeczytania . Autorkę znam z trylogii "Delirium" ,która ogromnie mi się podobała , więc tę książkę także przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńNie znam jeszcze pisarki, może przeczytam.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w Nowym Roku:)
Nie zachwyciła mnie nie wiadomo jak ta książka, ale ma kilka zalet :)
OdpowiedzUsuńMam w planach od dłuższego czasu, ale za nic nie mogę jej złapać w bibliotece :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś...:)
OdpowiedzUsuńTak pięknie i skutecznie zachęcasz, że aż mam ochotę przeczytać. Zobaczymy, czy historii przypadnie do gustu również mnie :)
OdpowiedzUsuńJestem jej bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńCzy wiesz gdzie można teraz kupić książkę w tej okładce, a nie nowej ?
OdpowiedzUsuńNa pewno gdzieś w internecie się znajdzie :) Może allegro?
Usuń