Początkowo nie wiedziałam co może łączyć te wszystkie rodziny. Przecież autorka mogła ze spokojem je pominąć. Opis niektórych – czasami nudnych – rodzinnych rozterek nie miał dla mnie żadnego znaczenia. Najbardziej interesowały mnie losy głównej bohaterki Cecilii Fitzpatrick i jej męża Johna-Paula. Ale potem, zupełnie nieoczekiwanie, wydarzyło się TO...
Liane Moriarty wprowadziła czytelnika w obraz trzech rodzin i jednej pojedynczej jednostki. Pierwszą – jak można się było domyślić również główną - była rodzina Cecilii, Johna-Paula i ich trzech córeczek: Esther, Isabel oraz Polly. Ich losy od początku były interesujące, ponieważ pewnego dnia Cecilia odnalazła coś, co miało pozostać tajemnicą. W jednym z pudełek po butach, które w przypływie impulsu postanowiła otworzyć, znajdowała się niewielka koperta zaadresowana właśnie do niej. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że jej mąż wyraźnie zaznaczył, by list otworzyć po jego śmierci. Kobieta znała swojego ukochanego, a przynajmniej tak jej się wydawało. Dlatego postanowiła mu zaufać i nie zajrzała do środka. Jednak kiedy mu o tym wspomniała, ten od razu wrócił do domu i pod okryciem nocy rozpoczął poszukiwania listu. Jego żona, wstrząśnięta faktem poszukiwań, poszła po kopertę i zrobiła coś, czego później długo żałowała. Przeczytała list.
Po drugiej stronie układanki pojawiła się Rachel. Matka dwójki dzieci - Roba, który ożenił się z Lauren i miał cudownego synka Jacoba, oraz Janie, której nie dane było dożyć do pełnoletności. Nastolatka została zamordowana, gdy miała siedemnaście lat. O tę straszliwą zbrodnię kobieta osądzała byłego chłopaka swojej córki – Connora Whitby’ego, który teraz, po wielu latach, uczył wychowania fizycznego w szkole. Policja bowiem nie potrafiła znaleźć żadnych dowodów, które wskazywałyby na winę mężczyzny.
Ostatnią rodziną byli Tess, Will i ich syn Liam. Oni wydawali się mieć najlepiej poukładane życie. Niestety ład ten został zburzony za sprawą jedynej, najlepszej przyjaciółki Tess – Felicity. Dziewczyna zawsze była otyła i już dawno pogodziła się z faktem, że nigdy nie założy rodziny. Nie przeszkadzało jej, że mężczyźni nie zwracają na nią uwagi i starała się nie zważać na docinki obcych sobie ludzi. Ostatecznie jednak postanowiła coś zmienić w swoim życiu i olbrzymim krokiem, by tego dokonać, było odchudzanie. W efekcie stara, gruba Felicity zamieniła się w nową, piękną, chudą kobietę, która tracąc na wadze zyskała na pewności siebie. Jej kolejne wybory, dzięki którym miała zmienić swoje życie, okazały się zgubne nie tylko dla niej.
Losy każdej z tych rodzin przedstawiane były rozdziałami. Zabieg ten, mający według autorki utrzymywać czytelnika w napięciu, w rzeczywistości jedynie wzbudzał irytację. Chcąc poznać dalsze losy Cecilii i jej męża trzeba było najpierw przebrnąć przez dwa, trzy rozdziały losów pozostałych rodzin. Chyba największą wadą tej książki jest podział na dni tygodnia, ponieważ całość mieści się jedynie w siedmiu dniach, podczas gdy dla mnie te wydarzenia mogłyby zająć nawet pół roku. Dodatkowo każdy dzień został oddzielony historycznymi wstawkami dokumentującymi losy muru berlińskiego. Zarówno jego wzniesienia, konsekwencji, jak i upadku. W trakcie czytania często zastanawiałam się czy te działania były celowe, czy też autorka nie chcąc pisać krótkiej powieści postanowiła dodać do niej kilka dodatkowych elementów. A jednak stopniowo zmieniałam zdanie.
„Sekret mojego męża” to świetny tytuł. Dopiero na końcu czytelnik zdaje sobie sprawę z tego, że każdy ma jakieś sekrety, a historia tych rodzin jest na to dowodem. Ostatnie pięćdziesiąt, może sześćdziesiąt stron zmieniło mój pogląd na całą książkę, a już sam Epilog to istny majstersztyk. Jeśli ktoś czyta uważnie i potrafi łączyć fakty, będzie mógł dostrzec symbolikę muru i zrozumie jak idealna jest ta metafora w odniesieniu do całości. Natomiast dzięki Epilogowi zrozumiałam, że wszystko, każdy najmniejszy element miał znaczenie. To trochę tak jak w życiu. Człowiek nie zdaje sobie sprawy jak ważne są jego wybory aż nie pozna konsekwencji. A te – jak na złość – zawsze ujawniają się, gdy jest już za późno. Dopiero teraz, gdy dobrnęłam do końca, chciałabym przeczytać tę książkę jeszcze raz, tyle że bardziej uważnie. Chociaż takie czytanie na „świeżo”, nie znając jeszcze zakończenia, miało swoje uroki. A zatem co łączy pewnego nauczyciela, mur berliński, odczytany list i kilka rodzin? Ten, kto będzie chciał się tego dowiedzieć, przeczyta książkę.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka oraz Grupie Sztukater!
Sama nie wiem czy to książka dla mnie, bo znając siebie to też będę się irytować, że muszę przeczytać kilka rozdziałów o czymś innym, zanim dotrę do interesującej mnie rodziny, czyli tej, w której żona przeczytała pewien list. Pomyślę jeszcze, bo jednak fabuła mnie trochę zaintrygowała :)
OdpowiedzUsuńCzytałam już o tej książce i zaciekawiła mnie jej fabuła. Jeśli będę miała okazję, to na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńZgadzam się- tytuł jest świetny. I książka wydaje się ciekawa :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam już o tej pozycji i mam zamiar również przeczytać:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki o sekretach rodzinnych, a tło historyczne też kusi :)
OdpowiedzUsuńNiedawno czytałam coś podobnego, więc na razie nie mam ochoty na kolejną taką książkę, ale może jeszcze kiedyś się skuszę :)
OdpowiedzUsuńBrzmi zachęcająco...
OdpowiedzUsuń