Tym razem rozpoczynam recenzją filmu, który bardzo chciałabym Wam polecić :)
Mowa oczywiście o „Gwiazd naszych wina”. Ekranizacja weszła do kin dość dawno, więc pewnie większość z Was już ją widziała. Jednak na pewno znajdą się i tacy, którzy do kina dopiero się wybiorą i zastanawiają się czy te wszystkie pochlebne recenzje i wysoka ocena na znanej stronie filmowej są prawdziwe, czy wynikają raczej z silnych emocji związanych z czytanym wcześniej Greenem.
Moi drodzy, zapewniam Was, że te oceny są… za niskie.
Jak dobrze pamiętacie, książka Johna Greena wywarła na mnie tak duże wrażenie, że nie byłam w stanie napisać o niej recenzji. Zamiast tego wstawiłam bardzo krótki tekst, który mówił więcej niż tysiąc słów. Już wtedy byłam pewna, że gdy tylko film pojawi się w kinach, na pewno na niego pójdę. Tak też się stało. I muszę powiedzieć, że świetny film w świetnym towarzystwie to najlepsza definicja wczorajszego dnia. Bo chociaż sala nie była zapełniona (skutek wczesnej godziny), to jednak wpływ filmu dało się odczuć i zobaczyć. A stwierdzenie, że „cała sala zalała się łzami” nie jest przesadzone. Domyślam się jak to musiało wyglądać w dniu premiery :)
Książkę czytałam niedawno, więc pamiętałam ją doskonale. Okazało się, że ekranizacja jest zgodna z papierowym pierwowzorem w 99,9%! Zgoda, twórcy pominęli kilka fragmentów (które nie były istotne i dlatego można im to wybaczyć), ale to co zostało pokazane było jak najbardziej zgodne. Jedynym elementem, który się różnił był pobyt w amsterdamskiej restauracji, gdzie bohaterowie siedzieli w budynku, podczas gdy w książce mieli doskonały widok na to, co działo się na zewnątrz. Sami przyznacie, że to również zbyt mały szczegół, by go roztrząsać. Dlatego właśnie jestem niezmiernie mile zaskoczona i bardzo chętnie na film wybrałabym się ponownie. Według mnie całość była strzałem w dziesiątkę. Aktorzy doskonale dobrani (nie byłam do nich przekonana po zwiastunie), muzyka świetnie dopasowana do sytuacji (soundtrack również nie zwalił mnie z nóg gdy go słuchałam po raz pierwszy), a o odwzorowaniu oczywiście już napisałam. Zgadzało się wszystko, poczynając od dialogów, przez ubrania, a kończąc na sytuacjach i scenerii. Większość scen wyobrażałam sobie dokładnie tak samo. W mojej wyobraźni jedynie Van Houten był inny, ale ta wersja jego persony nie była najgorsza.
Podsumowując – cieszę się, że poszłam na ten film i mam nadzieję, że pozostałe dzieła Johna Greena także zostaną zekranizowane z tak ogromną dokładnością. Pobyt w kinie był czystą przyjemnością, czego nie mogłam powiedzieć, gdy pisałam o „Mieście kości”. Tym razem z sali wyszłam z uśmiechem na twarzy, a u mojego boku szło przeświadczenie, że kupię DVD, gdy tylko będę miała okazję. Jeśli szukacie dobrego filmu na wieczór i macie parę drobnych, to zachęcam Was, by wydać je na bilet do kina i udać się na „Gwiazd naszych wina”. Warto!
Masz rację - wszyscy już to widzieli. Tylko nie ja! Ostatnio zniecierpliwiona czekaniem na jakiekolwiek informacje napisałam maila do bióra kina w moim mieście. Niby wszystko takie profesjonalne, nowoczesne i w ogóle, ale premiera planowana jest na uwaga, uwaga... 18 lipca! Toż to skandal! Cieszę się, że ekranizacja jest wierna. Chyba nie wybaczyłabym twórcom gdyby było inaczej. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńhttp://czytanie-i-ogladanie.blogspot.com/
To faktycznie dziwne, że tak późno wypuszczą film... Mnie też by to irytowało. Ale w końcu się pojawi - dobre i to :)
UsuńWstyd się przyznać, ale ja nawet nie czytałem książki. Filmu nie obejrzę dopóki nie przeczytam pozycji ;)
OdpowiedzUsuńJa tak samo:) Muszę się zaopatrzyć w książkę, wtedy też obejrzę ekranizację. Już zacieram ręce:)
UsuńWarto :) Oczywiście - książka zawsze ma pierwszeństwo :)
UsuńJa też muszę najpierw przeczytać książkę, a potem obejrzę film. Nie mogę się już doczekać, bo jest tak wiele pozytywnych recenzji ekranizacji, że to będzie strasznie trudne powstrzymać się przed jej obejrzeniem :)
UsuńJa starałam się nie czytać tych pochlebnych opinii przed seansem żeby nie mieć zbyt wielkich oczekiwań... Ale oczekiwania miałam tak czy owak i nie zawiodłam się :)
UsuńWidzę, że jest nas więcej:) Książka na początek, a potem film:)
UsuńPrawidłowa kolejność :)
UsuńOczywiście w przyszłości obejrze, ale najpierw przeczytam ksiazkę.
OdpowiedzUsuńPolecam :)
UsuńMuszę najpierw przeczytać książkę, zaś później film <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :*:]
Również pozdrawiam, a książkę i film bardzo polecam :)
UsuńMyślę, że obejrzę, książkę też chciałabym przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMiałam iść, ale ze względu na czas jego trwania boję się, czy mnie nie znuży.
OdpowiedzUsuńZapewniam Cię, że nie znuży :) Jest wiele filmów, które trwają jeszcze dłużej, a nie są nudne :)
UsuńMam wrażenie, że ten film (Poradnik pozytywnego myślenia zresztą też) zaraz zacznie wyskakiwać mi z lodówki :P I z tego względu jakoś nie mogę się zmusić ani do przeczytania książki, ani do obejrzenia filmu.
OdpowiedzUsuńTak, też zauważyłam, że ostatnio wszędzie go pełno... Ale uwierz mi, że naprawdę warto iść.
UsuńCo do Poradnika, powiem szczerze - książki nie czytałam. A film mi się zaczął podobać dopiero od połowy i jakoś nie korci mnie, żeby go jeszcze oglądać. W zasadzie... zniechęcił mnie do książki.
Poczekam jeszcze trochę jak szał na oba filmy i obie książki ucichnie.
UsuńMarzę o tym filmie i muszę go obejrzeć, ale najpierw szybko zabiorę się za czytanie książki, która leży na półce i czeka na swoją kolej.
OdpowiedzUsuńIm szybciej tym lepiej :)
UsuńEch, chętnie bym obejrzała...
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na konkurs.
Zachęcam :) Dziękuję za zaproszenie.
UsuńNa seansie, na którym byłam przeżyłam atak zbiorowej histerii nastolatek :D ale film faktycznie fajny :)
OdpowiedzUsuńO tak, czytałam o tym w Twojej recenzji. U mnie nie było tak źle, ale faktycznie wszyscy z chusteczkami :D
UsuńMuszę obejrzeć ten film, ale najpierw książka ;)
OdpowiedzUsuńZachęcam :)
Usuńksiążki ani filmu jeszcze nie tknęłam. Ale mam zamiar :)
OdpowiedzUsuńPolecam! :)
UsuńTeż nie widziałam filmu i nie czytałam książki. Chyba na razie jeszcze się wstrzymam.
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
Polecam jednak się nie wstrzymywać bo warto :)
UsuńJa nadal mam obawę przed tym filmem :( Mimo takich recenzji nadal mam obawy :C Mam obawy :CCCCCC
OdpowiedzUsuńCzy restauracja w której byli Gus i Hazel jest prawdziwa ? Znam jedynie nazwę ''Oranjee'' ale internet płata figle. Pomożecie ?
OdpowiedzUsuń