Myślę, że każdy z nas w swoim życiu choć raz pomyślał, że chciałby, aby szkoła nie istniała. Niestety nie da się sprawić, by tak było. Później każdy marzył o tym, by nie musieć do niej chodzić, ale i to okazało się niemożliwe. Następnym etapem pogodzenia się z przymusem chodzenia do szkoły zapewne była chęć wyrażania własnego zdania jeśli chodzi o dobór przedmiotów. Gdy już każdy zdał sobie sprawę z tego, że i to zostaje narzucone – co pozostało? Żyjemy w społeczeństwie, w którym najważniejszą kwestią są oceny, a dzieci i młodzież potrafią popełniać masowe samobójstwa jeśli rodzice kolejny raz na nich nakrzyczą za jedynkę. Uczniowie żyją w ciągłym stresie i lęku. Zamiast przebywać ze znajomymi na świeżym powietrzu, są zmuszani żeby się uczyć. Klasy szkolne nie są przystosowane do tak dużej liczby osób, które tak czy inaczej w nich siedzą, a nauczyciele nierzadko unoszą się autorytetem, kończąc zwykle jako szkolni tyrani (przynajmniej w oczach uczniów). W Polsce szkoły rzadko są zamykane z powodu trudnych warunków pogodowych i wydaje się, że im dłużej się tam chodzi, tym gorzej się to znosi. Szkoła marzeń zdaje się być oksymoronem.
Summerhill to prywatna szkoła założona przez Alexandra Sutherlanda Neilla w Wielkiej Brytanii. Przetrwała do dziś, choć minęły dziewięćdziesiąt trzy lata od jej założenia. Jej pomysłodawca zmarł w 1973 roku, w wieku 90 lat – w dwa lata po wydaniu książki „Talking of Summerhill”, która ponownie została wydana jako „Nowa Summerhill” w 1992 roku i dziś pełni znaczącą rolę na studiach pedagogicznych, do czego wrócę później.
Czymże wyróżnia się ta wspaniała szkoła? Przede wszystkim jest wolna. Uczniowie uczęszczający do Summerhill mają pełną swobodę wyboru. Jeśli nie chcą chodzić na zajęcia – nie robią tego. Jeżeli chcą, mogą wybierać sobie przedmioty. Nie odczuwają lęku w stosunku do dorosłych. Potrafią iść do dyrektora szkoły i powiedzieć mu o tym, że zbili okna, lub zrobili coś jeszcze gorszego. Zwyczajny dzień opiera się na zabawie, majsterkowaniu i – ogólnie rzecz ujmując – robieniu tego, co się żywnie podoba. Wydawać by się mogło, że takie wychowywanie dzieci nie przyniesie dobrych skutków, ponieważ nie wpaja się im moralności i dokonywania jedynie dobrych wyborów. Jeżeli chcą kogoś pobić, robią to. Jednak muszą się liczyć z konsekwencjami. A w Summerhill wyborów dokonują wszyscy. Jedyną „władzą” jest tam samorząd, czyli wszyscy uczniowie i dorośli, którzy zbierają się co jakiś czas w jednej sali, by dokonać głosowania. Każdy głos się liczy, bez względu na to, czy głosuje 7-latek, czy 50-latek. Kary są na tyle surowe, na ile pozwala na to wiek. Zazwyczaj dotykają sfery pieniędzy i takie dziecko postawione przed sądem musi opłacić szkody swoim kieszonkowym. Jednak kara ta podlega dyskusji i oskarżony także ma prawo do głosu. Jeśli inni uczniowie przyznają mu rację, kara może zostać zmieniona lub całkowicie wycofana.
Nikt nie boi się mówić. Spróbujcie iść do tradycyjnej szkoły na jedną z lekcji. Nauczyciel zadaje tam pytania, a dzieci są zbyt przestraszone, by się zgłosić. Nawet jeżeli znają odpowiedź. Pytane o zdanie często wolą, by dorośli zadecydowali za nich. Summerhill jest inna.
Co z czasem wolnym? Tam uczniowie nie potrzebują telewizora. Co ciekawe, rzecz ta została przegłosowana większością głosów na jednym z takich zebrań. Okazało się, że nikt nie chciał telewizora, słusznie uznając, że to zniszczyłoby całą wolność szkoły i doprowadziło do biernego stylu życia. Spójrzcie tylko – te dzieciaki mają więcej rozumu w głowie niż przeciętny uczeń tradycyjnych szkół! Mimo pełnej swobody każdy uczeń Summerhill wiedział jak powinno się zachowywać poza terenem szkoły. Jeżeli chodziło o sprawy naprawdę ważne, każdy z nich potrafił zachować się bardzo dojrzale. Ci uczniowie, przychodząc do szkoły jako dzieci określone jako „trudne”, po kilku latach zostawali przykładnymi obywatelami, którzy są dobrze wychowani, znają najważniejsze wartości tego świata, a dodatkowo nie boją się wyrażać własnego zdania (nie będąc przy tym niegrzecznymi albo wywyższającymi się).
Nigdy nie spotkałam się z osobą o tak dużej wrażliwości, jak A.S. Neill. Ten mężczyzna stworzył coś pięknego i trwał przy swoim tak długo, jak długo żył. Znosił wiele cierpień i opłacało się. To zadanie było bardzo trudne, ponieważ jako założyciel szkoły i jednocześnie jej dyrektor, powinien dla wielu być autorytetem. Neillowi władza nie uderzyła nigdy do głowy. Dla uczniów był po prostu Neillem – człowiekiem, do którego można przyjść po radę, z którym można świetnie się bawić i tak samo często żartować. Pozostali nauczyciele Summerhill musieli się odznaczać przede wszystkim dobrym poczuciem humoru i nie mogli zachowywać się w szkole tak, jak dzieci, które na początku do niej trafiały (a to się czasami zdarzało). To zadanie było tak samo trudne, jak stanowisko Neilla. Jednak szkoła trwała te wszystkie lata i trwa nadal. Choć niektóre dzieci nie odniosły sukcesów, bo np. przez wszystkie lata nie przyszły na żadne zajęcia, to zdecydowana większość wyrosła na wspaniałych i ważnych społecznie ludzi. Ta mniejszość, której nie odpowiadało przychodzenie na lekcje, nie potrafiła dobrze czytać i pisać, ale nawet wśród nich odnalazły się osoby, które wyszły na prostą. Dziś są to lekarze, misjonarze, albo zwykli stolarze, a przede wszystkim zdrowi, silni ludzie, których rodziny nie zostaną dotknięte patologią.
Chciałabym chodzić do takiej szkoły, nawet gdybym dokonywała złych wyborów. Niestety ukrytego programu i wieloletniego urabiania nie da się już zmienić. Dziś, jako studentka, poznałam program Summerhill jedynie poprzez czytanie kart obowiązkowej książki. Pozostaje mi tylko zastanawianie się dlaczego muszę o tym czytać, a nie mogę tego wcielić w życie. Powracam do kwestii czytania tej książki na studiach po to, by zachęcić Was do jej przeczytania. Wy jesteście w znacznie lepszej sytuacji, bo nikt Was do tego nie zmusza, a książka jest warta każdej sekundy Waszego życia. Polecam!
A jeśli jeszcze jej nie czytaliście, piszcie opinie na temat recenzji.
Każdy głos jest mile widziany! :)
Nie słyszałam o takiej szkole, ale książka zapowiada się niezwykle ciekawie. Nie dziwi mnie więc Twoja maksymalna ocena.
OdpowiedzUsuńTę książkę naprawdę wspaniale i szybko się czyta :)
UsuńCiekawe, zaiste ciekawe. Chciałabym poczytać więcej o tym programie, więc zapisuję tytuł i z pewnością po tę książkę kiedyś sięgnę.
OdpowiedzUsuńPolecam! Bardzo łatwo ją znaleźć w bibliotekach. Jeśli nie publicznych, to pedagogicznych :)
UsuńMyślę, że taki rodzaj szkoły bardzo przypadłby do gustu moim synom:) Z tym pytaniem, to często jest prawda. Mój młodszy syn boi się np. zgłaszać na lekcjach matematyki, bo pani potrafi się wyśmiewać z ucznia, który poda błędną odpowiedź. Nie jest to chyba normalne...
OdpowiedzUsuńKsiążkę uznaję wartą przeczytania. Dziękuję za jej polecenie:)
W takim razie polecam jeszcze bardziej :)
Usuń(A tacy nauczyciele są najgorsi...)
Wiele słyszałam o tej książce, o tej szkole i jej założycielu. Zresztą, na naszym kierunku non stop o tym wspominają, czego sama doświadczasz ;) Wiesz, że założono odpowiednik Summerhill w Polsce? Wiele można o niej przeczytać tu: http://trampolina.szkola.pl/ Osobiście sama żałuję, że nie dano mi szansy uczęszczania do takiej szkoły. Sądzę, że dzięki niej odkryłabym i rozwinęłabym wiele swoich talentów, nauczyłabym się lepiej funkcjonować w społeczeństwie. A tak, musiałam dorastać i uczyć się tego, co mi narzucano. I nie wyszło mi to na dobre. ;)
OdpowiedzUsuńOwszem, słyszałam o tym odpowiedniku :) Jednak jeśli ta "szkoła demokratyczna" wygląda tak jak cała demokracja w Polsce, to śmiem wątpić, czy te szkoły można porównywać :) Może jestem zbyt negatywnie do tego nastawiona, ale cóż - łatwiej mi uwierzyć w taką inicjatywę za granicą, a dużo gorzej tutaj.
UsuńNie mniej jednak książkę naprawdę Ci polecam :)
Też było mi ciężko w to uwierzyć, aczkolwiek ponoć i tak lepiej funkcjonują niż te nasze tradycyjne. Ale porównania osobiście nie mam. Może kiedyś swoje dzieci do takiej szkoły wyślę, kto wie ;)
UsuńKsiążkę przeczytam w wolnej chwili na pewno.
A ja nigdy nie słyszałam o tej książce i pierwszy raz widzę ją na oczy, ale mam nadzieję, że nie ostatni, ponieważ w obliczu twojej zachęcającej recenzji nie pozostaje mi nic innego, jak zapoznać się z tą arcyciekawą pozycją. Mam tylko nadzieję, że nie będę zawiedziona.
OdpowiedzUsuńA do takiej szkoły to sama chętnie bym poszła :)
Zachęcam :) W pierwszej chwili pomyślałam, że będzie nudna, bo musiałam ją przeczytać. Wiadomo, że jak coś się robi z przymusu, to wychodzi na złe. Starałam się nie nastawiać negatywnie i książka naprawdę mi się spodobała :)
UsuńJa również nie słyszałam, ale czuję sie do niej zachęcona. Może być ciekawie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Cieszę się, że Cię zachęciłam :)
UsuńCiekawa książka :) I taka przyciągająca wzrok okładka :)
OdpowiedzUsuńMnie akurat okładka nie zachęciła, ale książka - owszem - jest ciekawa :)
UsuńCoś czuję, że całkowicie zaufam twemu gustowi i przeczytam !! :D
OdpowiedzUsuńGust przymuszony do czytania, ale zawsze to gust :)
UsuńNie miałam pojęcia, że istnieje taka szkoła! To niesamowite, że są miejsca, w których uczeń nie musi podchodzić do nauki jak chłop do pańszczyzny, którą trzeba odrobić i już. Dziwię się, że skoro efekty takiego kształcenia są, to jakoś metoda nie jest bardziej popularna i wciąż królują stare, podlegające systemowi szkoły.
OdpowiedzUsuńTak, dokładnie tak... Chociaż, jak wspomniała Antyśka parę komentarzy wyżej, istnieje jedna taka szkoła w Polsce - Trampolina. :)
UsuńChętnie przeczytam. O szkole nie słyszałam ;p
OdpowiedzUsuńZachęcam :)
UsuńNie słyszałam o tej szkole, z chęcią bym o czymś takim poczytała.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zachęciłam :)
UsuńBrzmi ciekawie, oryginalnie :)
OdpowiedzUsuńI takie jest :)
UsuńBrzmi to szalenie ciekawie! I pomyśleć, że za taką przeciętną okładką czai się tak niesamowita treść. Nie słyszałam wcześniej o tego typu eksperymencie. Taka inicjatywa to skarb, tym bardziej, jeśli się sprawdza w praktyce.
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam :) A jeśli chodzi o okładkę... Jak na 1992 rok to całkiem nieźle :)
UsuńZdecydowanie chcę przeczytać tę książkę, nawet nie chcę a muszę! Pomysł wydaje się bardzo oryginalny i jestem pewna, że po przeczytaniu będzie spędzać mi sen z powiek :) Chyba każdy chciałby chodzić do szkoły, w której samemu wybiera umiejętności, których chce się nauczyć i cechy, które chce się rozwijać. Jestem zdecydowanie na TAK!
OdpowiedzUsuńhttp://czytanie-i-ogladanie.blogspot.com/
Możesz wybrać przedmioty, a jeśli chcesz, to nawet chodzić nie musisz! :)
UsuńJa tu ostatnio same nowości wydawnicze czytuję, a Ty o takich fajnych, starszych pozycjach przypominasz :) W wolnej chwili chętnie skosztuję.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa, podoba mi się.
OdpowiedzUsuńDziękuje za polecenie! Koniecznie muszę przeczytać, tym bardziej, że ocena zobowiązująca :)
OdpowiedzUsuń