„Woody Allen jest satyrykiem, aktorem, reżyserem, pisarzem, koncertującym od czasu do czasu muzykiem, felietonistą oraz autorem sztuk. REBIS opublikował dwa tomy jego tekstów: Czysta anarchia i Obrona szaleństwa.
W tym tomie znalazło się pięć sztuk Allena: Pytanie, Gdy śmierć zastuka, Nad kobietami Lovborga, Śmierć oraz Bóg. Zaludniają je postaci autentyczne – jak Abraham Lincoln – i fikcyjne – jak nowojorski Żyd, który nie waha się zagrać w remika ze Śmiercią, dramaturg, twórca wybitnych postaci kobiecych, wyrwany ze snu mężczyzna, który z tropiciela mordercy staje się ofiarą szalonego tłumu tropicieli, czy strapiony autor klasycznych greckich sztuk. Mimo różnorodności postaci, miejsc i czasów, w których się rozgrywają, wszystkie te teksty łączy błyskotliwy, surrealistyczny humor – znak firmowy autora. Czytając je, nie sposób się nudzić.”
W swoich zbiorach posiadam wszystkie książki Allena, które zostały wymienione w powyższym opisie z okładki. Jednak swoją przygodę z jego twórczością pisaną postanowiłam rozpocząć od „Allena na scenie”. Cieszę się, że to od tej książki zaczęłam, bo pozostałe chyba nie będą mogły mnie bardziej rozczarować…
Przynajmniej mam taką nadzieję.
„Allena na scenie” czyta się szybko. Zresztą jak wszystkie dramaty. Nie wiem czy zabieg był celowy, ale historie zawarte w tej książce zostały zapisane od najkrótszej do najdłuższej. W ten sposób zaczynamy czytać od opowieści o Lincolnie i jego utrapieniach spowodowanych pewnym niewłaściwym pytaniem i również złą na owo pytanie odpowiedzią. Następnie przenosimy się do domu Żyda w średnim wieku. Mężczyzna gości niezwykłego podróżnika – Śmierć. Kolejna opowieść (zaraz po krótkim epizodzie o kobietach Lovborga) dotyczy właśnie śmierci, choć nie występuje już z dużej litery i w zasadzie jej nie dotyczy. Z miasteczka opanowanego morderczym szałem Maniaka Allen przenosi czytelnika na scenę teatru, w którym tworzy niesamowitą wykładnię z symbolami theatrum mundi.
Jeśli mam być szczera, z tych krótkich pięciu scenek spodobały mi się zaledwie dwie… Choć to i tak wiele. Były nimi: „Gdy śmierć zastuka” i „Bóg”. Co mi się tak w nich spodobało? Przede wszystkim ten czysty, Allenowski humor, którego w znacznym stopniu brakowało w pozostałych opowieściach. By zrozumieć humor Allena, trzeba po prostu przeczytać te dwa wybrane fragmenty. W pierwszym z nich wspomniana wcześniej Śmierć próbuje dostać się do domu Żyda przez okno, by uzyskać niesamowity, złowieszczy efekt. Niestety przypadkiem zahacza obcasem o rynnę i zawisa głową w dół. Gdy spada na ziemię, zrezygnowana podchodzi do drzwi i wchodzi do środka tradycyjnym sposobem, mówiąc Żydowi, że prosi o jakiś trunek, bo przestraszyła się na śmierć. A to zaledwie jeden z wielu śmiesznych fragmentów, które można wyczytać. Gdybym wymieniła wszystkie, z całą pewnością popsułabym zabawę przyszłym czytelnikom. Obraz Śmierci wykreowany przez Allena od razu przywiódł mi na myśl obraz Śmierci stworzony przez Monty Python’a. Ten kto widział, ten wie i rozumie. :)
Natomiast „Bóg” to majstersztyk. Allen tworzy budowlę bez końca. Zupełnie jak w Incepcji. Aktorzy pertraktują o sile wyższej, dzięki której stoją na scenie, która również jest czyimś zamysłem. Po chwili dołącza do tego widownia, która także została przez kogoś stworzona. Dochodzi do tego, że osoba, która tworzy także jest przez kogoś stworzona. A siłą wyższą jest Allen, który nie jest jedyny, bo nad nim jest jeszcze sam Stwórca. W trakcie czytania rozmów bohaterów – aktorów, wielokrotnie przypominałam sobie własne filozoficzne dywagacje, zarówno na lekcjach filozofii, jak i prywatne. Motyw theatrum mundi idealnie tu pasuje, a całość tworzy zwartą kompozycję, w której także nie brakuje humoru. Choćby wtedy, gdy typowe greckie imiona zostają przekształcone na język polski i czytelnik dowiaduje się, że zapalenie płuc przemawia do cukrzycy. I ponownie – to nie jedyne zabawne momenty. Owszem, nie brakuje tu paru nudnych momentów i kolokwialnie mówiąc – wtop. Ale całość jest wystarczająco oryginalna, by nazwać ją najlepszą ze wszystkich zawartych w książce.
Niestety w pozostałych przypadkach bardzo się zawiodłam. Opis kłamie. Z wyjątkiem dwóch wyżej wymienionych pozycji, wszystkie pozostałe są nudne i czytanie choć szybkie, zdaje się być jednak bardzo oporne. Chociaż wiadomo, że wszystko zależy od gustu…
Książkę zdecydowanie polecam osobom starszym, zwłaszcza tym, do których humor Allena w pełni przemawia. Pozostali mogą sobie odpuścić, bo jestem niemalże pewna, że nie znajdą tu nic dla siebie. A jeśli ktoś mimo wszystko chce poznać losy Śmierci przychodzącej do Żyda, wystarczy mu 10 minut stania w księgarni. Pośmieje się i nie będzie narażony na pozostałe historie.
Nie potrafię obiektywnie ocenić powyższej pozycji, bo powszechnie wiadomo, że Allena nie da się wyśrodkować. Jedni go lubią, a inni go unikają. I tak powinno zostać. Zatem wybór pozostawiam Wam.
A jeśli jeszcze go nie czytaliście, piszcie opinie na temat recenzji.
Każdy głos jest mile widziany.
Jakoś nigdy nie interesowało mnie życie sławnych osób, dlatego też nie planuję lektury tej książki ;)
OdpowiedzUsuńTu może niekoniecznie jest o jego życiu :)
UsuńTo po prostu parę jego scenariuszy do krótkich scenek. Ale wiadomo, że trzeba lubić Allena, żeby lubić jego teksty :)
Chętnie przeczytam, jak tylko nadrobię inne książkowe zaległości :-)
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz Allena, to bardzo polecam :)
Usuń