”A jeśli pokochasz największego wroga?
Lena żyje w świecie, w którym [miłość] uznano za niebezpieczną chorobę.
Ludzie poddawani są zabiegowi, po którym już nigdy nie będą mogli kochać.
Tuż przed operacją dziewczyna zakochuje się w Aleksie. Ich wspólna ucieczka kończy się tragicznie…
Wśród dymu i płomieni Lena widzi twarz ukochanego po raz ostatni.
Z utraconej [miłości] i bólu rodzi się nowa Lena Morgan Jones – członkini ruchu oporu.
Podejmuje się najbardziej niebezpiecznej misji.
Na jej drodze staje tajemniczy Julian.
Zobacz do czego jest zdolna dziewczyna taka jak Ty!"
No i dałam się wciągnąć w wir. Wpadłam do studni bez dna. Nie spodziewałam się, że druga część trylogii będzie jeszcze lepsza niż „Delirium”. A jednak!
[poczuj], [kochaj], [walcz] – te trzy rozkazy zdołały wykryć moje palce gdy tylko sięgnęłam po książkę. Przekaz dla wtajemniczonych, na pierwszy rzut oka niewidoczny, po odkryciu skutecznie działa na odbiorcę.
Ponownie witamy świat, w którym miłość jest zakazana, matki nie mogą przytulać swoich dzieci, a za śpiewanie grozi wtrącenie do krypt. Tym razem zostawiamy go za sobą i przechodzimy przez ogrodzenie.
Muszę przyznać, że kiedy zaczęłam czytać „Pandemonium”, byłam nieco zdezorientowana. Ale podobał mi się taki początek i nagłe przerzucenie do tego, co było wcześniej.
Tym razem zamiast zwykłych rozdziałów cała książka została podzielona na dwa słowa – TERAZ i WTEDY. Czytelnik stopniowo odkrywa zdarzenia z przeszłości, wiedząc jednocześnie co dzieje się w teraźniejszości. Odniosłam wrażenie, że „teraz” nieco się dłużyło, podczas gdy „wtedy” leciało na łeb na szyję bezlitośnie uderzając do tego momentu, gdy obie płaszczyzny zleją się w jedno. Ciekawe posunięcie ze strony Lauren Oliver.
Ale przejdźmy do fabuły.
Komu nie zmroziło krwi w żyłach na widok Aleksa z wielką plamą krwi, która nieznośnie rozprzestrzeniała się po jego ciele? Moje serce w tamtym momencie na chwilę się zatrzymało, a następnie przyspieszyło tętna rozlewając ciepło na twarzy. Autorkę już zawsze będę kojarzyć z zakończeniami, o których nie można zapomnieć.
W tej części zakończenie również było świetnym pomysłem.
„Pandemonium” czyta się szybciej niż „Delirium”. Znacznie więcej się tu dzieje. Czytelnik pragnie poznać w końcu całą historię Leny. Jak to się stało, że trafiła na Juliana… Co się stało w Głuszy… Co z innymi Odmieńcami… Im dalej się czyta, tym historia staje się ciekawsza. Duży plus za fabułę, naprawdę duży.
Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Dobre wrażenie. Tekst już nie jest tak zbity jak w poprzedniej części i czcionka także jest lepsza. Akcja się nie dłuży. Cały czas coś się dzieje. Minusem jest jedynie to – po raz kolejny - że opowieść jest przewidywalna. Jednak tutaj pojawia się jedno wielkie ALE. Poznałam opinie kilku osób na ten temat i wiem, że każdy odbiera książkę inaczej. Dla mnie była przewidywalna. Ale dla innych wcale taka nie jest.
Dlatego nie można się zrażać :)
W „Delirium” było coś takiego, co trzymało i nie chciało puścić, cały czas rozmyślało się o treści i miało się ochotę poznać dalszy ciąg. Ta sama rzecz wraca w „Pandemonium” ze zdwojoną siłą. Ból po stracie Aleksa jest wręcz namacalny. Pustka i masochistyczna chęć do poczucia się choć przez chwilę tak jak dawniej, wszystko to, co czuje Lena w tej części jest opisane w taki sposób, że nie sposób przestać czytać.
Utworzona na kartach tej powieści atmosfera jest jeszcze lepsza niż w „Delirium”. Dreszcze częściej dają o sobie znać. A kiedy w życiu Leny wszystko zaczyna się układać, a rana w sercu głównej bohaterki niemal zostaje zszyta, znowu wszystko rozpada się na kawałki. Ponownie otwarte rany bolą jeszcze bardziej.
Ten, kto przeczytał „Delirium”, natychmiast sięgnie po „Pandemonium”. A po przeczytaniu „Pandemonium” nie oderwie się od „Requiem”. Będzie jeszcze goręcej.
A jeśli jeszcze nie czytaliście, piszcie opinie na temat recenzji.
Każdy głos jest mile widziany.
Wciąż żałuję, że jeszcze nie przeczytałam tomu pierwszego. Tak zachęcasz do drugiego, że najwyższy czas zacząć przygodę z tą serią :)
OdpowiedzUsuńWspominała już, że "Delirium" zachwyciło mnie niesamowicie, dlatego od razu kupiłam drugą część, ale czas mnie wykopał z toru i do tej pory, książka ta jest nie czytana, normalnie rozpacz. Mam nadzieję, że wreszcie uda mi się zorganizować trochę luzu i przeczytać "Pandemonium, bo tego typu recenzję dodatkowo mnie nakręcają :-)
OdpowiedzUsuńZa tę trylogię kiedyś się na pewno zabiorę, głównie z ciekawości po tych wszystkich zachwalających opiniach. Fajnie, że druga część jest jeszcze lepsza od pierwszej :)
OdpowiedzUsuńNie znam tego cyklu. Może kiedyś? ;)
OdpowiedzUsuńCałą trylogię kocham z całego serca! :)
OdpowiedzUsuńMuzę się zaprzyjaźnić z tą serią, bo coraz intensywniej mnie intryguje :D
OdpowiedzUsuńMyślę, ze przeczytam, wydaje się fajna :)
OdpowiedzUsuńhttp://my-pretty-little-library.blogspot.com/
"Delirium" skończyło się strasznie! No bo skąd mam wiedzieć - Alex przeżył, czy nie?
OdpowiedzUsuńChoć pomysł z tym, że Lena zakochuje się w innym... "Pandemonium" wydaje się nieco przewidywalne (już mam w głowie zarys, nie wiem, czy prawdziwy). Ale już zaczęłam czytać ;P Oby mnie tak samo oczarowało.
Pozdrawiam
Mam w planie tę serię. Nie wiem tylko kiedy się za to zabiorę, mój stos nie ma końca ;p
OdpowiedzUsuńJak dla mnie ta część była najlepsza z całej trylogii. Ogólnie rzecz biorąc było mało rzeczy, do których mogłabym się przyczepić, ale najbardziej denerwował mnie Julian, nie wiadomo czemu...
OdpowiedzUsuń