Istnieje tak wiele słów, które pozwalają opisać uczucia pozostawione w człowieku po przeczytaniu książki... Radość, satysfakcja, wzruszenie, zaskoczenie – chciałabym. Myślę, że najodpowiedniejsze przychodzą jeszcze zanim dotknie się ostatniej strony. Kiedy już wiadomo, że nawet ona niczego nie zmieni. Jakie wtedy pozostają słowa? Trafne – takie jak: zawód, rozczarowanie, żal i złość. Poczułam się oszukana.
„Bella i Sebastian” to książka opowiadająca o losach ośmiolatka, który – pod czujnym okiem swego dziadka – uczy się życia w górach. Czasy, w których przyszło im żyć nie są ani łatwe, ani przyjemne. Rok 1943 przynosi niemiecką okupację, która zatruwa życie okolicznych mieszkańców małej alpejskiej wioski. Do tego w górach grasuje Bestia, której upolowanie graniczy z cudem, a nawet kończy się pogryzieniem. Konflikty się nie kończą, gdyż dziadek głównego bohatera skrywa prawdziwą twarz za alkoholem, a młody Sebastian jest zbyt odważny jak na swój wiek, choć od małego karmiono go kłamstwami. Pewnego dnia sytuacja ulega diametralnej zmianie – chłopiec postanawia oswoić Bestię, choć wszyscy mówią, że to niemożliwe. Przez cały ten chaos przewijają się opisy gór, niebezpiecznych przejść, podniszczonych chat, licznych trzód i… Niemców oczywiście. Czy nie za dużo tej gonitwy w tak krótkiej książce? Góry, polowania, Bestia, życie Sebastiana, życie jego dziadka i reszty rodziny, do tego Niemcy i niedopowiedzenia, które każdy czytelnik zrozumie, bo my – odbiorcy – wiemy o okupacji. Owszem – tego jest za dużo.
W tym właśnie momencie dochodzę do oszustwa. Blurb zapewnia wzruszenie. Już dostrzegam wodospady łez wylewające się z oczu. Ckliwa okładka, wspaniałe barwy, doskonała zachęta, a w środku ogromne rozczarowanie, bo choć należę do osób dość (a nawet aż zbyt) wrażliwych, ta historia ani trochę mnie nie porwała, a już tym bardziej nie było mocy, która wywołałaby we mnie wzruszenie na podstawie tego, co przeczytałam. Zamiast tego czego oczekiwałam, otrzymałam opasłe tomisko nudy. Rzadko zdarza mi się czytać 300 stron w tydzień, ale przy tej książce niemożliwe staje się możliwe. Nie mogę nawet powiedzieć, że opowieść działała uspokajająco. Jej monotonia okropnie irytowała i gdyby nie mój upór w czytaniu każdej książki do końca, już dawno bym się z nią pożegnała. Owszem, zdarzały się lepsze fragmenty. Owszem, Sebastian i jego Bestia to milutki obrazek. ALE tego nie oczekuje się po trudnych czasach. Z jednej strony zostałam obrzucona okupacją i nerwową wymianą zdań za każdym razem, gdy Niemcy opuszczali teren, z drugiej strony objawił się przesłodzony obrazek małego dziecka i tego, co ono wyprawiało. W tym wszystkim dobro poprzeplatało się ze złem, dość łatwo zacierając granicę pomiędzy tym co można nazwać literaturą a książeczką dla dzieci, nie obrażając oczywiście dziecięcej literatury. A skoro już o niej mowa, czy książki dla dzieci nie powinny być ciekawe? Jeśli dobrze zrozumiałam, „Sebastian
i Bella” jest skierowane do młodszych odbiorców. W tym całym chaosie i przemieszaniu nie dałabym swojemu dziecku czegoś takiego, głównie ze względu na liczne nawiązania do alkoholu i niektóre treści wychodzące z ust bohaterów. Gdy już się przebrnie przez początek i jakimś cudem także środek, dochodzi się do ostatnich rozdziałów, które są najbardziej emocjonującą częścią książki i kończą się tak szybko, jak się zaczęły. Brak mi słów na opisanie uczucia, które wtedy przeze mnie przeszło.
Cieszę się, że poznałam tę książkę, bo lepiej wiedzieć, do czego się nie zbliżać. Jednocześnie bardzo żałuję, że zmarnowała mi ona aż siedem dni życia. Nie mogłam doczekać się jej końca, choć może to właśnie przez to, iż równie mocno nie potrafiłam doczekać się jej początku. Czy polecam? Dla wytrwałych – dlaczego nie? Ale dla Waszego dobra, po prostu musicie mieć swoje siedem dni, w które naprawdę nie wiecie co ze sobą zrobić
i lubicie poczytać do snu. Byle tylko nerwy nie pokrzyżowały Wam planów.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Sztukaterowi oraz Wydawnictwu Rebis.
I pamiętajcie – wszystko zależy od gustu :)
No to mnie zaskoczyłaś. Myslałam, że owa pozycja będzie o wiele lepszej jakości. Trudno.. Takim książką już na starcie mówię "do widzenia".
OdpowiedzUsuńZa to okładka jest śliczna!
OdpowiedzUsuńOkładka przyciąga uwagę, ale widać tym razem stwierdzenie by nie oceniać książki po okładce się sprawdziło :)
OdpowiedzUsuń