RICHARDOWI MATHESONOWI"
Któż nie lubi się bać? Przecież wszyscy lubią od czasu do czasu poczuć dreszczyk emocji. Po to między innymi masowo tworzone są horrory, na które wielu chodzi do kina. Jednak gorsze od horrorów są thrillery. Czy ktoś zastanawiał się dlaczego tak właśnie jest? Może przyszedł czas na to, by na moment oderwać się od książek i zasiąść wygodnie na kanapie z pilotem w ręce? Ale tylko na chwilę i tylko po to, by obejrzeć jeden z najbardziej znanych filmów Richarda Mathesona ostatnich lat - „Jestem Legendą”. Problem polega na tym, że tytuł należy
do książki, a to film większość poznała.
Horror ma na celu wystraszyć widza. W tle leci muzyka zwiastująca bliskie spotkanie z ukrytym w kątach zapomnianych zamków złem. Coś niespodziewanie wyskoczy zza ściany, nagle ktoś krzyknie, coś się przewróci, coś stłucze, a odbiorca czuje, że jego serce podchodzi do gardła, opada na swoje miejsce i gwałtownie przyspiesza bicie. Thrillery działają inaczej. Widz znacznie bardziej się ich boi, bo oddziałują przede wszystkim na psychikę. Przecież przez większość thrillerów nic się nie dzieje. To tylko przeczucia. Niespokojne poczucie, że za chwilę coś się stanie powoduje nieustanne „łup łup, łup łup” w klatce piersiowej i uszach. I chociaż w istocie – nic się nie dzieje, to jednak człowiek się boi. Jedno z wielkich dzieł Mathesona jest połączeniem tych dwóch gatunków. Łączy narastające napięcie ze strachem wywołanym faktycznymi wydarzeniami. Klimat zbudowany na kartach jego powieści jest przesycony przejmującym strachem. Nic więc dziwnego, że wielcy ludzie grozy postanowili złożyć mu hołd. W ten sposób powstała książka „Jest Legendą”, do której zachęca okładka, tytuł kojarzony z pierwowzorem i… Stephen King. W tym właśnie momencie pojawia się jedno słowo, które obrazuje całość antologii – NIESTETY.
Zdążyłam już poznać dzieło Stephena Kinga i śmiem twierdzić, że wiem do czego autor jest zdolny. Przydomek króla nie bierze się znikąd. Dlatego muszę przyznać z bólem, że bardzo się zawiodłam, gdy opowiadanie okazało się nudne, pozbawione smaku, gustu, bezbarwne i przede wszystkim – co chyba najgorsze – niestraszne. Antologia zawiera wiele interesujących pozycji, z których to konkretne jest najdłuższe. Zostało postawione na samym początku, jako przewodniczące i nie spełniło swojego zapewne zamierzonego zadania. Zamiast zachęcać do książki, zdecydowanie do niej zniechęca.
Czytanie było oporne. Tekst jest kruczoczarny, zbity i wyjątkowo męczy oczy na czysto białych stronach. Czcionka jest mała, a z każdej strony uderzają olbrzymie marginesy, na których ze spokojem można było rozmieścić słowa. Tak się jednak nie stało. Żeby tego było mało, jak już wcześniej wspomniałam, przodujące opowiadanie okazało się nudne i męczące. Podczas czytania można było poczuć jedynie zniechęcenie i zbyt wolno upływający czas. Osobiście robiłam coś, czego zazwyczaj nie robię – odliczałam ile jeszcze stron pozostało do końca tej katorgi i za każdym razem gdy to robiłam było mi niezmiernie przykro, że ilość stron zmniejszała się w mozolnym tempie. Przeszkadzały mi nagromadzone wulgaryzmy i opisy, które nie miały większego wpływu na fabułę, jeśli można mówić o jakiejkolwiek fabule w tym przypadku. Wielokrotnie miałam ochotę zostawić tę książkę i już zaczynałam żałować swojego wyboru, gdy nagle…
Zakończyłam opowiadanie Kinga (u boku Joe Hill’a) i rozpoczęłam wędrówkę przez inne miejsca, u boku innych ludzi – wielu autorów, o których do tej pory nie słyszałam.
Nie powiem oczywiście, że od tego momentu wszystko się zmieniło, a czytane historie były dużo ciekawsze. Zdarzały się oczywiście prawdziwe perełki, jakby wziąć pod uwagę całość książki. Gdyby teksty występowały jako osobne utwory, z pewnością nie miałyby szansy wybicia się na światło dzienne. Okazało się bowiem, że najciekawsze teksty były najkrótsze, co rzadko się zdarza. „Piękno odebrane ci w tym życiu istnieje wiecznie” – 7 stron. Czy było straszne? Wątpliwe. Czy wciągające? Owszem. Ja jednak postawię lepsze pytanie – jakim cudem siedmiostronicowe opowiadanie przebiło wielkiego Stephena Kinga?
Ostatnie opowiadanie – „Podniebny dżokej” ilościowo było podobne do pierwszego, jednak jakościowo czytało się je lepiej. Podobnie jak w pozostałych historiach, niewiele w nim było grozy, ale z całą pewnością im dłużej się czytało,
tym ciekawsze pomysły się odnajdywało.
Czy hołd udany? Nie mnie to oceniać. Jednak muszę otwarcie powiedzieć, że na całej antologii się zawiodłam i mam nadzieję, że kiedyś w moje ręce wpadnie dużo lepszy zbiór opowieści, bo inaczej utracę swoją nadzieję i wiarę w to, że ktoś potrafi stworzyć świetny zbiór opowiadań. Jeśli ktoś wybiera książki po wielkim nazwisku na przedzie, albo tylko dlatego, że widział film Richarda Mathesona, czy też czytał jego książki, niech się lepiej zastanowi, lub po prostu przeczyta fragment w księgarni, przed kupnem. Bo jeśli czytany fragment się nie spodoba, nie ma co liczyć na pozostałe. Ale to tylko subiektywna opinia, drodzy odbiorcy. Musicie sami zdecydować.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję grupie Sztukater i Wydawnictwu Sine Qua Non.
A jeśli jeszcze jej nie czytaliście, piszcie opinie na temat recenzji.
Każdy głos jest mile widziany.
Bardzo niska ocena, mam wrażenie, że mnie ten zbiór spodobałby się bardziej, więc mimo wszystko się z nim zapoznam :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze to nie lubię zbiorów opowiadań, po drugie dzieła Kinga nie zawsze mi się podobają, pozostałych autorów nie znam. Podziękuję :)
OdpowiedzUsuńPotraktuję Twoją recenzję, jako ostrzeżenie :) Będę unikać :D
OdpowiedzUsuńKwestia gustu. Mnie akurat zbiór bardzo się podobał (dla ciekawych, na Stacji jest recenzja!), można w nim znaleźć kilka naprawdę dobrych kawałków.
OdpowiedzUsuńNie czytałam, ani nie słyszałam o tej książce. Ale tak jak piszesz wszystko zależy od gustu.
OdpowiedzUsuńSama nie wiem. Twoja recenzja raczej nie zachęca.
OdpowiedzUsuńWedług mnie teksty Kina bywają nierówne, przez co różnie z nimi bywa. Mnie powieści mistrza już kilka razy rozczarowały, ale też kilka razy zachwyciły, więc wiem, że nie ma co się nastawiać na wielkie "ach". Mimo że nisko oceniłaś antologię, to jednak dałabym jej szansę, może dlatego, że mam wielką słabość do opowiadań :-)
OdpowiedzUsuńOjejku, no niska ta ocena.. Patrząc na okładkę myślałam, że książka będzie naprawdę dobra, no ale cóż. Czytałam "Joyland" Kinga, na którym się bardzo zawiodłam :C
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Anath
to książka na którą poluję i zdecydowanie chcę przeczytać;)
OdpowiedzUsuń