
piątek, 28 lutego 2014
"Gwiazd naszych wina"

środa, 26 lutego 2014
"Jest Legendą"

RICHARDOWI MATHESONOWI"
Któż nie lubi się bać? Przecież wszyscy lubią od czasu do czasu poczuć dreszczyk emocji. Po to między innymi masowo tworzone są horrory, na które wielu chodzi do kina. Jednak gorsze od horrorów są thrillery. Czy ktoś zastanawiał się dlaczego tak właśnie jest? Może przyszedł czas na to, by na moment oderwać się od książek i zasiąść wygodnie na kanapie z pilotem w ręce? Ale tylko na chwilę i tylko po to, by obejrzeć jeden z najbardziej znanych filmów Richarda Mathesona ostatnich lat - „Jestem Legendą”. Problem polega na tym, że tytuł należy
do książki, a to film większość poznała.
Horror ma na celu wystraszyć widza. W tle leci muzyka zwiastująca bliskie spotkanie z ukrytym w kątach zapomnianych zamków złem. Coś niespodziewanie wyskoczy zza ściany, nagle ktoś krzyknie, coś się przewróci, coś stłucze, a odbiorca czuje, że jego serce podchodzi do gardła, opada na swoje miejsce i gwałtownie przyspiesza bicie. Thrillery działają inaczej. Widz znacznie bardziej się ich boi, bo oddziałują przede wszystkim na psychikę. Przecież przez większość thrillerów nic się nie dzieje. To tylko przeczucia. Niespokojne poczucie, że za chwilę coś się stanie powoduje nieustanne „łup łup, łup łup” w klatce piersiowej i uszach. I chociaż w istocie – nic się nie dzieje, to jednak człowiek się boi. Jedno z wielkich dzieł Mathesona jest połączeniem tych dwóch gatunków. Łączy narastające napięcie ze strachem wywołanym faktycznymi wydarzeniami. Klimat zbudowany na kartach jego powieści jest przesycony przejmującym strachem. Nic więc dziwnego, że wielcy ludzie grozy postanowili złożyć mu hołd. W ten sposób powstała książka „Jest Legendą”, do której zachęca okładka, tytuł kojarzony z pierwowzorem i… Stephen King. W tym właśnie momencie pojawia się jedno słowo, które obrazuje całość antologii – NIESTETY.
Zdążyłam już poznać dzieło Stephena Kinga i śmiem twierdzić, że wiem do czego autor jest zdolny. Przydomek króla nie bierze się znikąd. Dlatego muszę przyznać z bólem, że bardzo się zawiodłam, gdy opowiadanie okazało się nudne, pozbawione smaku, gustu, bezbarwne i przede wszystkim – co chyba najgorsze – niestraszne. Antologia zawiera wiele interesujących pozycji, z których to konkretne jest najdłuższe. Zostało postawione na samym początku, jako przewodniczące i nie spełniło swojego zapewne zamierzonego zadania. Zamiast zachęcać do książki, zdecydowanie do niej zniechęca.
Czytanie było oporne. Tekst jest kruczoczarny, zbity i wyjątkowo męczy oczy na czysto białych stronach. Czcionka jest mała, a z każdej strony uderzają olbrzymie marginesy, na których ze spokojem można było rozmieścić słowa. Tak się jednak nie stało. Żeby tego było mało, jak już wcześniej wspomniałam, przodujące opowiadanie okazało się nudne i męczące. Podczas czytania można było poczuć jedynie zniechęcenie i zbyt wolno upływający czas. Osobiście robiłam coś, czego zazwyczaj nie robię – odliczałam ile jeszcze stron pozostało do końca tej katorgi i za każdym razem gdy to robiłam było mi niezmiernie przykro, że ilość stron zmniejszała się w mozolnym tempie. Przeszkadzały mi nagromadzone wulgaryzmy i opisy, które nie miały większego wpływu na fabułę, jeśli można mówić o jakiejkolwiek fabule w tym przypadku. Wielokrotnie miałam ochotę zostawić tę książkę i już zaczynałam żałować swojego wyboru, gdy nagle…
Zakończyłam opowiadanie Kinga (u boku Joe Hill’a) i rozpoczęłam wędrówkę przez inne miejsca, u boku innych ludzi – wielu autorów, o których do tej pory nie słyszałam.
Nie powiem oczywiście, że od tego momentu wszystko się zmieniło, a czytane historie były dużo ciekawsze. Zdarzały się oczywiście prawdziwe perełki, jakby wziąć pod uwagę całość książki. Gdyby teksty występowały jako osobne utwory, z pewnością nie miałyby szansy wybicia się na światło dzienne. Okazało się bowiem, że najciekawsze teksty były najkrótsze, co rzadko się zdarza. „Piękno odebrane ci w tym życiu istnieje wiecznie” – 7 stron. Czy było straszne? Wątpliwe. Czy wciągające? Owszem. Ja jednak postawię lepsze pytanie – jakim cudem siedmiostronicowe opowiadanie przebiło wielkiego Stephena Kinga?
Ostatnie opowiadanie – „Podniebny dżokej” ilościowo było podobne do pierwszego, jednak jakościowo czytało się je lepiej. Podobnie jak w pozostałych historiach, niewiele w nim było grozy, ale z całą pewnością im dłużej się czytało,
tym ciekawsze pomysły się odnajdywało.
Czy hołd udany? Nie mnie to oceniać. Jednak muszę otwarcie powiedzieć, że na całej antologii się zawiodłam i mam nadzieję, że kiedyś w moje ręce wpadnie dużo lepszy zbiór opowieści, bo inaczej utracę swoją nadzieję i wiarę w to, że ktoś potrafi stworzyć świetny zbiór opowiadań. Jeśli ktoś wybiera książki po wielkim nazwisku na przedzie, albo tylko dlatego, że widział film Richarda Mathesona, czy też czytał jego książki, niech się lepiej zastanowi, lub po prostu przeczyta fragment w księgarni, przed kupnem. Bo jeśli czytany fragment się nie spodoba, nie ma co liczyć na pozostałe. Ale to tylko subiektywna opinia, drodzy odbiorcy. Musicie sami zdecydować.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję grupie Sztukater i Wydawnictwu Sine Qua Non.
A jeśli jeszcze jej nie czytaliście, piszcie opinie na temat recenzji.
Każdy głos jest mile widziany.
sobota, 22 lutego 2014
Zbiórka Darów nadal trwa!
Jedyne, co musicie zrobić, to przeczytać informacje zawarte w
tym wydarzeniu
i w miarę możliwości dołączyć do niego!
Wysłanie książki, czy innego podarunku kosztuje zazwyczaj około 4 zł,
a wspólnie możemy pomóc wielu osobom!
Teraz możemy sprawić, że nie tylko my będziemy się uśmiechać :)
gdzie znajdziecie między innymi wiele ciekawych recenzji.
Dodam jeszcze, że Sztukater poszukuje nowych recenzentów! Jeśli jesteście chętni, by rozpocząć współpracę z naszym wspaniałym gronem, wystarczy napisać maila -> info@sztukater.pl Warto! :)
czwartek, 20 lutego 2014
KOSZULKI KSIĄŻKOWE
Oprócz koszulek znaleźć tu można także torby, kubki, maskotki i inne. Polecam! :)
poniedziałek, 17 lutego 2014
Gena Showalter



Czy tylko dla mnie ta "druga" Alicja wygląda jak mężczyzna? Oczywiście nie obrażając modelki.
Po prostu charakteryzacja wypadła dość... dziwnie. Ciekawe czy to było zamierzone ;)
Za granicą druga część pojawiła się już we wrześniu 2013 roku, więc pewnie niedługo ukaże się też w Polsce.
niedziela, 16 lutego 2014
"Alicja w Krainie Zombi"

Poznajcie Alicję.
Alicja czyta „Żelaznego Króla”, słucha takich zespołów jak Red i Skillet oraz żyje w pozornie normalnej rodzinie – ojciec, matka, młodsza siostra, która nie potrafi usiedzieć w miejscu. Co mogłoby zaszkodzić tej sielance?
Alicja właśnie skończyła szesnaście lat i straciła… wszystko. Powiadają, że szesnaste urodziny są słodkie, jednak nie ma nic słodkiego w rozkładających się ciałach, które właśnie dobierają się do twojego ojca, a potem matki… Dlaczego Alicja zgodziła się na wyjazd? Czy choć raz nie mogła ustąpić? Z okazji swoich urodzin choć raz chciała wyjść z domu po zmroku. A dokładniej – po zmroku do niego wracać. Jej siostra miała wystąpić w przedstawieniu, a nie mogła tego zrobić ze względu na ojca, który każdego wieczoru czuwał bacznie przy domowych oknach, zaburzając sielski widok tej rodziny. Wierzył bowiem, że po ich świecie chodzą Oni.
Potwory. Mordercy. Żywe trupy. Zombi.
Niestety tylko on mógł je zobaczyć, a to nie ułatwiało ochrony. Większość miała go po prostu za świra, łącznie z Alicją. I nagle, w jeden wieczór, wszystko się zmieniło. Nastolatka uwierzyła, bo zobaczyła na własne oczy coś, co do tej pory dostrzec mógł jedynie jej ojciec. Teraz już zmarły. Ojciec, który uległ i ten jeden raz zawiózł córki na przedstawienie. Jedyny, który wiedział, jak to się może skończyć.
Zbieg okoliczności sprawił, że wracali tą drogą. Zbieg okoliczności sprawił, że niedaleko domu był cmentarz. Zbieg okoliczności chciał, żeby prowadziła matka. W zbiegu okoliczności doszło do wypadku, z którego żywa wyszła jedynie Alicja. Była jedyną osobą, która widziała, jak jej rodzice są zjadani przez potwory, których tak bardzo bał się ojciec. A na niebie widniał nieodłącznie biały królik…
Od początku do samego końca coś się działo. Akcja trzymała w napięciu i aż zastanawiałam się co będzie dalej, gdy akurat nie mogłam czytać. Z każdą kolejną stroną miałam więcej pytań. Jakoś nie potrafiłam sobie wyobrazić książki o zombi, w której główną rolę otrzymała nastolatka. Najbardziej zainteresowało mnie połączenie słynnej „Alicji w Krainie Czarów” z masakrą. Bo w istocie, każdy rozdział nosił tytuł przyporządkowany tej pierwotnej wersji i miało to znaczenie. Nigdy też nie spodziewałam się, że szesnastoletnia sierota wyląduje w liceum. Sama nie wiem dlaczego było to dla mnie szokiem. Byłam nastawiona na walkę. Samą w sobie, brutalną, z hektolitrami krwi i odorem rozkładających się ciał. Zamiast tego otrzymałam zagadki, zagadki, więcej zagadek. I mało w nich było zombi, a znacznie więcej zwyczajnych ludzi – innych uczniów.
Oczywiście, jak się później okazało, ci „zwykli” byli „niezwykli”.
Objętościowo nie zmniejszałabym tej książki. Pod tym względem jest idealna. Zawartość też się zgadza. Doskonały odcień kartek, świetna czcionka i odpowiednia jej wielkość. Technicznie czytało się po prostu wyśmienicie! Nie ujdzie uwadze fakt, że strony przelatywały przez palce, ale to akurat zasługa fabuły, o której wspomniałam już wcześniej. Okładka, która na początku średnio mi się spodobała, z czasem nabrała swego rodzaju czaru. Ostatecznie całość wypadła niebywale dobrze, a rzadko się zdarza, by wszystko ze sobą idealnie współgrało. Chociaż książka wydaje się masywna i ciężka, w rzeczywistości jest ona zdumiewająco lekka i z łatwością można ją ze sobą nosić. Nie radziłabym jednak czytać jej w mieście, bo czasem można powpadać na ludzi, ewentualnie słupy.
Jeszcze zanim zaczęłam czytać, zobaczyłam, że powieść ma wysoką ocenę czytelniczą. Byłam do niej nieco sceptycznie nastawiona, a po skończeniu jestem w stu procentach przekonana, że ocena jest w pełni zasłużona. To po prostu jedna z tych historii, przy których można się świetnie bawić! Opisy były tak plastyczne, że na początku, w trakcie opisywanego wypadku samochodowego, musiałam przerwać czytanie, bo psychicznie nie dawałam rady znieść tego, co się działo. Z czasem to stało się ogromnym atutem, bo mogłam przeżywać
to samo co główna bohaterka. A było co przeżywać!
Kolejny plus – mało wylewnych, denerwujących opisów, dużo działania. Opis uczuć w takiej dawce, by nie zniechęcać. Była wystarczająca, by poczuć to samo i zrozumieć. Emocje? Na pewno. Zwroty akcji? Często. Zaskoczenia? Zdarzały się. Nie twierdzę oczywiście, że to książka idealna – bo takie można było odnieść wrażenie. Czasami wydawała się banalna, ale to mi nie przeszkadzało. Dawno tak dobrze się nie bawiłam przy czytaniu.
Przyznam to, bo muszę być szczera. Po przeczytaniu tej historii wyszłam na świeże powietrze i na samym początku mój wzrok powędrował ku niebu. O tak, szukałam białego królika i wiem, że Wy też będziecie to robić. Nie wszystko się wyjaśniło, więc królik gdzieś tam jest i trzeba być bacznym. Druga część pojawi się wkrótce i już nie mogę się jej doczekać. Na ten moment opowieścią jestem szczerze zachwycona i oby więcej takich książek!
A jeśli jeszcze jej nie czytaliście, piszcie opinie na temat recenzji.
Każdy głos jest mile widziany.
piątek, 14 lutego 2014
Witajcie ponownie!
Witam Was wszystkich w nowym roku! (Tak, tak, mamy już połowę lutego…).
Nie martwcie się, żyję i mam się dobrze :D
Oficjalnie sesja zaliczona !
Internetu też nie brakuje, a książek wiele. Powracam do świata żywych! :)
Dziękuję ślicznie Stelli Adze, autorce bloga W Krainie Książek Stelli
oraz Kate K, autorce bloga My Pretty Little Library za nominację do…
Bardzo się cieszę, że każdego dnia przybywa nowych obserwatorów i czytelników, a także z tego, że stali bywalcy pozostawiają po sobie ślady w postaci komentarzy i… właśnie takich wyróżnień. Będę dalej się starać i mam nadzieję, że moje recenzje z czasem będą jeszcze lepsze :)
Snape z „Harrego Pottera”.
od zapomnienia i czemu akurat ta?
Oraz jak byś zmieniła?
Ponieważ biorę udział w tej zabawie czwarty i piąty raz, większość blogerów już wytypowałam wcześniej.
Tymczasem… Już niedługo nowe recenzje! :)