„W gorącej Barcelonie kosmita o matematyczno-logicznym umyśle trafia prosto w realia ludzkiej codzienności. Dla niego zaczyna się wędrówka przez świat nieodgadnionych rytuałów i tajemniczych zachowań. Dla nas - wyborna zabawa przy jednej z najśmieszniejszych książek
Eduardo Mendozy.”
Przykro mi, ale nie zamierzam pozostawić na tej książce suchej nitki. Dlatego - jeśli znajdują się tu jacyś zagorzali fani Eduardo Mendozy, niech lepiej przerwą czytanie...
Chociaż, szczerze mówiąc, coś czuję, że nadal ze mną jesteście.
Panie Mendoza... Naprawdę? Naprawdę skazujesz czytelników na takie historie?
Książka nie była moim wyborem. Można powiedzieć, że trafiła w moje ręce przypadkowo. Różowa okładka razi
i prosi się o choćby jedno zerknięcie. Mężczyzna w... (No właśnie. Co to właściwie jest? Kask? Hełm? Mniejsza o nakrycie głowy. Nie występuje ono w książce). Mężczyzna w... tym czymś nie powinien się tutaj znajdować.
Za to tytuł pasuje idealnie. Powtarza się tak często, że gdyby ktoś mnie obudził w środku nocy, zapewne powiedziałabym dokładnie to samo - BRAK WIADOMOŚCI OD GURBA. Może jedno powtórzenie nie jest tak irytujące... Ale gdy czyta się to samo zdanie w każdym wersie, można się doprowadzić do szewskiej pasji.
Pan Mendoza najwidoczniej zapomniał, że jego opowieść mogą czytać osoby, które nie zamieszkują Barcelony. Więc nie zrozumieją nazw, sarkazmów i nie będą wiedzieć czym są powtarzane równie często "churros". "Wyborna zabawa przy jednej z najśmieszniejszych książek...". Dobre sobie. Jeśli to jest najśmieszniejsza powieść tego autora, to wolę nie wiedzieć jaka jest reszta. Odnoszę wrażenie, że w dzisiejszych czasach trudno jest odróżnić tragedię od śmieszności (w pełnym negatywnym tego słowa znaczeniu).
164 strony. O 164 strony za dużo. Dawno żadna książka mnie tak nie wymęczyła jak "Brak wiadomości od Gurba". Całość dzieli się na 24 rozdziały. 24 dni, która można było zamknąć w 40 stronach. Czcionka jest tak duża, że powyższe zdanie zajmuje po trzy strony. Mało tego. Każda myśl oddzielona jest dokładną godziną, którą każdy człowiek szanujący swój czas od razu pominie.
Założę się, że w pobliskich aptekach większości czytelników skończyły się tabletki uspokajające, bo ta książka ma niebywały talent do DENERWOWANIA.
Główny bohater ma manię powtarzania. Każde jego zachowanie jest niedorzeczne. Najprostsze czynności sprawiają mu problemy. Chociażby list. Pisze go, drze, znów go pisze, drze, znów go pisze, drze, znów go pisze... Pisze go z dokładnymi godzinami, drze go z każdym kolejnym zdaniem i tak przez trzy kolejne strony.
Faktycznie, bardzo zabawne.
Wróćmy do początku. Jak to się w zasadzie zaczyna? A, tak. Dwóch kosmitów ląduje na Ziemi. Jeden wsiada do samochodu i od tamtej pory nie ma z nim kontaktu. Więc zaczynają się poszukiwania, które na dobrą sprawę wcale ich nie przypominają i kończy się tym, że to Gurb znajduje swojego towarzysza, a nie odwrotnie.
Najgorsze, że zaraz po wzajemnym odnalezieniu ich drogi znowu się rozdzielają, przez co odbiorca jest skazany na ponowne odczytywanie "brak wiadomości od Gurba" po każdym rozdziale.
Czytając tę książkę szczerze nie mogłam się doczekać jej końca. Mam potworny nawyk do kończenia każdej rozpoczętej książki.
Ale, żeby nie wyszło, że ta książka jest AŻ TAK straszna, powiem, że bywały momenty, w których się uśmiechałam. Jednak nie były to wybuchy śmiechu. Nawet parskanie. Zwykły uśmiech, pewnie przez przypadek, wynikający z dużego zmęczenia.
Owszem, książka może się komuś podobać. Jeśli ktoś jest wystarczająco wykończony pracą i męczy go bezsenność, a do lektury zabiera się o godzinie 2 w nocy, ta pozycja może się wydać zdumiewająco dobra. Bo pasuje do tej godziny i do tego zmęczenia. Zapewniam.
Kiepskie książki, dodatkowo pisane dużą czcionką, z interlinią 3 cm już tak mają...
Przykro mi, tutaj NIC się nie dzieje. Chyba, że kogoś interesuje ilość kupowanych (bezsensownie) produktów przez głównego bohatera.
Nieciekawi, kiepsko opisani, nudni, denerwujący.
Każdy głos jest mile widziany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy głos jest mile widziany. Zapraszam do komentowania. :)