They were happy and had wild adventures exploring the sky."
~ Girl Made of Stars, p. 2
W to wigilijne popołudnie przychodzę do Was z książką, która jest warta słów. Niesamowitą opowieścią, która powinna być przekazywana z rąk do rąk, omawiana godzinami i przeżywana wraz z głównymi bohaterami. Historią, którą powinny poznać wszystkie osoby, dla których świat zamyka się w bieli i czerni.
Bo przecież to JEST tak proste, prawda?
Mara jest siostrą bliźniaczką chłopaka, który został oskarżony o gwałt. Owen jest bratem bliźniakiem dziewczyny, której dusza została rozbita na miliony kawałków. Ponieważ dziewczyna ma przyjaciółkę, która padła ofiarą przemocy seksualnej. Która oskarżyła brata swojej przyjaciółki o dokonanie tej zbrodni. Zbrodni, do której chłopak się nie przyznaje. Mara i Owen są gwiezdną konstelacją. Nierozłącznymi elementami układanki, która była spójna przez całe ich życie. Do czasu gdy jedno z nich zaczęło przyglądać się bliżej i dostrzegło brakujące puzzle. Mara stoi między młotem a kowadłem. Musi zdecydować, w którą prawdę powinna uwierzyć, a któremu kłamstwu przeczyć. Tylko w jaki sposób ma osądzić, który fragment historii jest prawdziwy, a która część jest łgarstwem? Kogo ma wybrać – przyjaciółkę, której ufa? Czy brata, którego kocha? Dziewczynę, która nigdy nie kłamie? Czy chłopaka, który dzieli z nią geny? Mara, tracąc najbliższe jej osoby, traci również siebie. Ponieważ zaczyna wątpić w to, czy wie kim jest ona sama. Ponieważ boryka się z własnymi demonami.
Mówi się, że każda historia ma dwie strony. Narzuca się, by wybrać właściwą. Jednak wybór ten nie polega na zdecydowaniu, że jedna strona jest dobra, a druga zła. A odpowiedź nie kryje za stanięciem po tej dobrej, jasnej stronie. Każdy czyn rodzi konsekwencje. I nie zawsze są one łatwe dla każdego. W tych wszystkich historiach zapomina się o pozostałych – drobnych elementach układanek. Na przykład o tym, że osoby, które popełniają przestępstwa mają rodziny. Jak również o tym, że członkowie rodziny nie są osobami, które przestępstwa popełniają. O tym, że siostra bliźniaczka nie jest swoim bratem, tylko oddzielnym bytem, który podejmuje własne decyzje i „popełnia” własne czyny.
Gdy sięgałam po Girl Made of Stars, nie sądziłam, że ta książka poruszy mnie do tego stopnia. Że stanie się dla mnie najlepszą książką tego roku, konkurując bardzo mocno ze styczniowym „Marzycielem”. I chociaż te dwie książki należą do zupełnie różnych gatunków, łączy je doskonałe wykorzystanie pomysłu kryjącego się w rękach wrażliwych na ten świat i ludzką naturę autorek. Czytałam wiele książek o podobnej, jak powyżej, tematyce. Jednak żadna nawet w połowie nie przypominała książki, którą skończyłam czytać zaledwie wczoraj. Która tak wspaniale ukazałaby okrutne wydarzenie w tak subtelny, ale zarazem dokładny sposób. Która wyostrzyłaby każdy możliwy zmysł i możliwie jak najbardziej przybliżyła emocjonalnie do tego, co czuje każda strona historii.
I nie w sposób nachalny, ostry i pozbawiony realistyczności. Ale właśnie w sposób, chciałoby się rzec – akuratny.
Girl Made of Stars to niespełna 300 stron wartościowej treści, w którą się wsiąka,
przez którą się płynie i na której się dryfuje.
Treści, dzięki której człowiek ma poczucie, że to co czyta, jest ważne.
Że istota całego problemu, jego głębia, do której zwykle nie ma się dostępu,
wypłynęła na światło dzienne.
A od czytelnika zależy, co z tą prawdą zrobi. Ja zdecydowałam podzielić się z Wami moim szczerym podziwem dla tej książki. Wszystkich tych, którzy nie stronią od literatury obcojęzycznej – zachęcam do sięgnięcia po tę książkę. W przypadku osób, dla których znajomość języka stanowi przeszkodę – mam nadzieję, że któreś dobre wydawnictwo w Polsce przygarnie prawa do przekładu, znajdzie dobrego tłumacza i pozwoli Wam zagłębić się w tę wartościową pozycję literacką tak samo, jak mnie się udało.
- You mean it’s not easy. Because what happened is that simple."
~ Girl Made of Stars, p. 257