„Radio Silence” to książka, która dokładnie za dwa dni, 26 kwietnia, ma ukazać się w polskim nakładzie. Kiedy na stronie jednego ze swoich ulubionych wydawnictw zobaczyłam jej zapowiedź, przypomniało mi się, że owo dzieło Alice Oseman od przeszło roku widnieje na mojej półce i czeka, aż łaskawie po nie sięgnę. Shelf of Shame, można by rzec. Bynajmniej nie dlatego, że ta książka jest zła. Uznałam więc, że skoro za dwa dni „Radio” ma ujrzeć światło dzienne dla tych wszystkich, którzy jeszcze nie mieli styczności z Universe City lub z przyczyn niezależnych od siebie, nie mieli wcześniej dostępu do tej książki, dlaczego nie miałabym jej czytać właśnie teraz? I oto stało się. Godzinę temu przewróciłam ostatnią kartę „Radia”. I stwierdzam teraz, w pełni świadomie, że ta książka nie powróci na moją półkę wstydu. Niniejszym stawiam ją dwa piętra wyżej, na swoim Shelf of Fame, wróżąc tym samym temu dziełu przyszłość. Nie byle jaką.
Hello. I hope somebody is listening.
Od tych słów zaczęła się moja podróż w głąb historii, której nie spodziewałam się odkryć. Przepadłam tak szybko, jak szybko podjęłam decyzję o otwarciu książki. Biorąc pod uwagę okładkę, która – swoją drogą – jest przepiękna, blurb oraz tytuł, spodziewałam się opowieści o dziewczynie, która z powodu swojej przeszłości przestała mówić, lecz by poradzić sobie z traumatycznymi wydarzeniami, postanowiła w ukryciu prowadzić audycję radiową. Tym razem intuicja mnie zawiodła. Dziewczyna była, owszem, podobnie jak audycja. Lecz nie radiowa, a internetowa – jako podcast na YouTubie. I nie milcząca, ale pełna tajemnic i bolesnych sekretów.
Główną bohaterką powieści jest Frances. Dziewczyna, dla której szczytem marzeń i celem wszelkich działań jest dostanie się na wymarzony uniwersytet. Nastolatka otacza się kręgiem pseudo przyjaciół, z którymi nie spędza wolnego czasu, gdyż jej priorytetem jest odrabianie zadań domowych i nauka. Jednak Frances ukrywa przed światem i samą sobą fakt, że tak naprawdę jest nerdem. Lubuje się w kreskówkach, posiada całą kolekcję filmów studia Ghibli, rysuje, publikuje swoje dzieła na Tumblr’ze i co tydzień z wypiekami na twarzy czeka na… Universe City. Podkast, który pokochała. Po drugiej stronie mikrofonu, jeśli można tak to nazwać, znajduje się tajemniczy człowiek. Kreator i Stwórca UC. Nikt niczego o nim nie wie, nikt nie zna jego tożsamości. Losy tych dwojga krzyżują się, gdy pewnego dnia Frances otrzymuje wiadomość. Kreator śledzi jej działalność twórczą, podziwia rysunki, które tworzy dziewczyna i pragnie, by jej obrazy pojawiły się w podkaście. Frances nie może uwierzyć w swoje szczęście. Sytuacja ulega zmianie, gdy podczas jednej z imprez, na które w zasadzie nie chciała iść, spotyka chłopaka, z którym łączy ją w pewien sposób przeszłość. Gdy nastolatek upija się, wyznaje jej, że jest twórcą Universe City.
Trudno bez spojlerów opisać co dzieje się w tej książce i jak bardzo jest skomplikowana. A dzieje się naprawdę mnóstwo rzeczy, które wyciskają z człowieka emocje. W trakcie czytania czułam, jak wszystko we mnie buzuje. Napięcie nie pozwalało mi przerwać lektury nawet na sekundę. I chociaż otwarcie muszę przyznać, że domyśliłam się dość istotnego elementu fabuły, muszę również zaznaczyć, że nie sposób było domyślić się każdego fragmentu układanki. Gdy zbliżałam się do końca powieści, nie potrafiłam usiedzieć w miejscu. Ze strachu? Może ekscytacji? I nie, nie powiem Wam jak to wszystko się skończyło. Nie napiszę, czy byłam wdzięczna, czy może załamana, albo zszokowana tym, co się wydarzyło. Niech ta część pozostanie tajemnicą.
Bo może to zachęci Was do czytania.
Na koniec dodam jedynie tyle – mam ogromną nadzieję, że polscy tłumacze stanęli na wysokości zadania
i przetłumaczyli tę książkę tak, jak brzmiało to w mojej głowie. Bo jeśli im się to udało…
Hello. I hope somebody is listening.