Owszem, "Czerwona królowa" zasłużyła na opinię po tak długim czasie.
Ostatnio brak mi czasu na pisanie. Jednak już po kilkunastu stronach tej książki wiedziałam, że bez opinii na jej temat się nie obędzie. Nie jest to recenzja - raczej zbiór myśli.
Początek powieści Victorii Aveyard sprawił, że uderzyło mnie potężne deja vu. Wypisz wymaluj "Igrzyska śmierci" (cóż tu rzec... Bohaterka, która musi kłamać żeby przeżyć, ludność "gorsza" i "lepsza", młodsza siostra, ojciec po wypadku... Rzeka Capital...). Po chwili doszło do tego kolejne zderzenie z literacką rzeczywistością. Przez większość książki czułam się, jakbym czytała połączenie trylogii Collins z "Gildią magów" Trudi Canavan. Pomyślałam jednak - "nic to" - może i autorka czerpie wzorce (czytaj "inspiracje") z tych dwóch trylogii... Ale istnieje szansa, że czymś jednak zaskoczy. Może miała lepszy pomysł na akcję. Albo uznała, że potrafi ją opisać lepiej? Dopisać coś własnego, co sprawi, że książka będzie jedyna w swoim rodzaju? Kontynuowałam więc czytanie, oczekując odkrycia czegoś nowego.
No i odkryłam!
"Niezgodną"
"Harrego Pottera"
"Rywalki"
...
Cóż - pomijając ilość książek, których fabuła zdążyła mi się przewinąć przez głowę do końca tej udręki, autorka opisała całą akcję całkiem niezłym językiem. Szkoda, że chwalono ją za nagłe, nieoczekiwane zwroty akcji, które były dla mnie bardzo racjonalne i całkowicie przewidywalne... Do tego - co pod koniec powieści aż rzucało się w oczy - główna bohaterka była straszną hipokrytką. Nie znosiła inności, ale wiedząc o własnej czuła się wszechmocna. Za to drżała o swoich przyjaciół bojąc się, że sobie nie poradzą, ponieważ... Byli inni od niej? Nie ma sensu przytaczać tu blurb'a. Cała powieść krążyła wokół tej inności. Autorka mogła ze spokojem zakończyć całość na jednym tomie - wystarczyło zmienić nieco zakończenie. Nie zrobiła tego jednak. Urwała kilka wątków, które - nawet jeśli są ciekawe - nie zostaną przeze mnie odkryte. Nie mam ochoty i siły sięgać po kolejną część. Gdyby dorzuciła do tego "Zmierzch" to chyba bym nie wytrzymała tego psychicznie.
Mam niczego sobie wyobraźnię, która podczas czytania pokazywała mi przed oczami bohaterów z innych książek. Dosłownie. Nie byłam w stanie wytworzyć obrazu nowych ludzi, bo ich podobieństwo było zbyt duże. Oczywiście rozumiem, że niektórym powieść mogła się podobać. Dla mnie jednak jest to niewypał 2015 roku. Może lepiej zakończę przygodę po pierwszym tomie - niech zostanie tak, jak jest.